sobota, 29 maja 2010

:))) Pierwszy lot:)

Jak ktoś mi powie, że siedzenie w domu jest lepsze niż cokolwiek innego to wyśmieję i poniżę przy wszystkich :p :p



Dzisiaj pojechałem jak zawsze (przynajmniej ostatnio) do szkoły. Nie mogłem się skupić za bardzo na nauce. Kombinowałem na maxa aby nie uczyć się, jak zrobić dużo ale się nie narobić....:p Po godzince złapałem rytm... nauka zaczęła wchodzić. Ksiązka otwarta, notatki, dokładne powtórzenie wysokości każdej z klas przestrzeni powietrznych, wymagania dotyczące lotu w każdej z nich, później dokładna analiza rozmieszczenia środka cieżkości i parcia.... Rozumienie było na poziomie 200%. Gdy już wiedziałem, że wszystko będzie dobrze i nauka idzie dobrze, do pokoju wszedł Nick... Proste pytanie: lecisz ze mną i z gościem za Boston?. Odpowiedź jeszcze prostsza: poczekaj tylko zrzucę z siebie co niepotrzebne w samolocie:)))


No i wybraliśmy się na lot, który miał w jedną stronę trwać ok 45'. Wsiedliśmy do Cessny 172 z chowanym podwoziem, z silnikiem wystarczająco mocnym aby można było zakwalifikować samolot do High Performance, zmienny skok śmigła, więc wszystko czego potrzeba pilotowi aby cieszyć się maszyną :) Awionika też była dobra. Mieliśmy GPS (nie zapamiętałem jaki model, ale pełna mapa była) Attitude Indicator był LCD. Więc ogólnie całkiem fajnie w środku. W jedną stronę poleciałem na tylniej kanapie, bo odwoziliśmy jakiegoś człowieka który chciał odebrać swój samolot z lotniska. Miły starszy człowiek, który kiedyś latał w liniach lotniczych a teraz gra w symfonii Bostońskiej i jest też dyrygentem (chyba nie na raz...O_o). Lot minął całkiem ciekawie, ja ogólnie oglądałem sobie jak wyglądało wszystko z góry. Nie zastanawiałem sie za bardzo jak oni lecą, bo i tak wrzucili autopilot i tylko gadali z approach alb departure Bostonu. Słuchałem jednym uchem a drugim zachwycałem się tym co za oknem. Z resztą zdjęcia są właśnie z tego kawałka lotu gdzie miałem obydwie ręce wolne i mózg zajęty widokami :)


Lądowanie trochę mnie zaskoczyło bo samolot miał strasznie zadartą maskę do góry w ustawieniu "neutralnym", czy do kołowania. No ale spoko, nich i tak będzie. 

Później siedziałem sobie po prawej szczęśliwy, że mogę obserwować wszystko z bliska, a nie robić strusią szyję :p

Nick najpierw wręczył mi check-listę, więc razem z nim przeleciałem ją, aby wszystko było ok. Później pyta się czy mam High Performance rating? No niestety nie mam.... nie miałem za wiele czasu... No więc on do mnie, że trudno,.... kołuj do pasa, chcesz wystartować? "no pewnie, że chcę, co za pytanie" On powiedział, że będzie mi chował klapy i podwozie abym skupił się na kontrolowaniu samolotu bo go nie znam i siedzę na prawym. "ok" Moc miał sporą, ale nie aż tak jakbym sobie wyobrażał. Dość szybko wzbijaliśmy się w powietrze. Na 900ft kręciliśmy w prawo, wzbijamy się do 4500ft. Dość szybko to nam poszło. Samolot trochę jeszcze narowisty, ale nie jakiś skomplikowany, zacząłem ogarniać wszystkie przyrządy i co się z czym je. 4500ft, redukcja mocy, trimm, props i jest ok. Teraz zaczyna się najfajniejsza zabawa. Jak lecieliśmy w tamtą stronę chmury nie przeszkadzały nam, teraz były na tyle wysoko, że trzeba było je slalomem omijać. :D Groundspeed na poziomie 150-160kt sprawia, że dość dynamicznie się to działo :) 

Uczucie jest porównywalne do tego jak nie raz pewnie każdy z nas miał, gdy śnił o lataniu. Omijanie kłębiastych chmur, zabawa w puchu całkowicie kontrolowana i bezpieczna. Gdy tak celowałem w przerwy między chmurami, gdy szukałem przelotu między jedną chmurą a drugą, czułem się niesamowicie. Było to maxymalnie mistyczne przeżycie. Chyba tylko raz miałem takie, gdy po raz pierwszy sam przebijałem się przez chmury w locie IFR 2 lata temu, ale to nie było to samo.... Niestety moja przyjemność trwała tylko ~35', bo puścili nas przez przestrzeń powietrzną Bravo. Jednocześnie dlatego mogliśmy tak blisko lecieć obok chmur, bo założeniem jest aby nie wlatywać w chmury, nie ma wymogów dystansu od obłoków. Więc nie ma tego co by na dobre nie wyszło. 

Przy naszym lotnisku odbywały się skoki spadochronowe, więc musieliśmy odrobinę nadrobić drogi aby nie przeszkadzać skoczom. Zniżanie do 1500 stóp, jakieś 4NM od Base Leg zrzuciłem podwozie, Nick zadbał później o klapy (trochę szkoda, bo chciałem sam),trimm do lądowania, klapki, i jesteśmy na Base Leg. W zakręcie Base to Final wrzuciliśmy ostatnie klapki. zniżanie dość pionowe, ale stabilne, trochę przestrzeliłem oś pasa, ale byliśmy jeszcze daleko i spokojnie wyprostowałem. Mieliśmy delikatny wiaterek z prawej. Pamiętałem dwie rzeczy jakie mi Nick powiedział: ciężko się go podnosi do góry i maska jest dziwnie wysoko jak na lądowanie. Ciężko było mi zobaczyć z jaką prędkością lecimy, bo kiepsko był zamontowany prędkościomierz (tak, że nie widziałem oznaczeń 60 i 80 kt) tylko zielony łuk. No ale mniej więcej było dobrze.Przyziemienie dość miękkie, nie spodziewałem się tego po tak długiej przerwie...:) Trochę później samolot w lewo skręcił, bo chciałem hamować i nierównomiernie nacisnąłem hamulce, ale to była chwila. 

Skołowaliśmy i z bananem na japie wyskoczyłem z samolotu dziękując Nickowi za darmowy lot. Na koniec jeszcze  Nick chciał mi to wpisać do logbooka jako szkolenie na High Performacne :p więc jutro będę miał już 45 minut wbite do Logbooka, za darmo :) a godzinka kosztuje 190$ z instruktorem :) tak więc w kieszeni mam ok 600zł :) 

Sama przyjemność :)


Niestety zamieszczam tylko 2 zdjęcia, bo reszta nie chce się zrzucić z komórki...ahhh...

no ale udało się. Teraz celem jest miejscowa remiza :p czyli chyba jedyny klub w Nashua :p

a jutro do Bostonu :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz