sobota, 28 maja 2011

Ibiza - spotkania

Spacerując po Ibizie wiele razy można natknąć się na te same osoby, czuję się tutaj zupełnie jak w małym miasteczku gdzie wszystkich zaczynam poznawać i zawierać znajomości. W sumie to San Antonio nie jest dużym miastem. Powiedziałbym, że jest porównywalne do jakiegoś podwarszawskiego miasteczka gdzie może osoba z jednego końca miasta nie kojarzy osoby z drugiego końca, ale jednocześnie jest tak, że jeśli ktoś przebywa w centrum to natychmiastowo wychwytuje się daną gębę i prędzej czy później zaznajamia się z nimi.

Nie wiem ile osób już tutaj poznałem, ale moim zdaniem jest tego pewnie z 20. Niektórych kojarzę bardziej niektórych nie.

Wczoraj poznaliśmy dwójkę Polaków. To jest fajne, że wystarczy, że ktoś mówi w ojczystym języku i wychwytuje się to od razu i nawiązuje nić porozumienia. Niestety wczorajsze osoby które poznaliśmy w połowie były zwolennikami tego co na obrazku obok zamiast cukierków. Dziewczyna (choć dla mnie niezauważalnie) zachowywała się wciąż jakby wszystko było najlepsze na świecie. Chodziła po chodniki wymachując palcami w górę i w dół jakby wskazywała co jest na niebie. Dość śmiesznie... Ja rozumiem spróbować sobie jak to działa, wziąć sobie raz na rok albo coś, ale aby walić to tak jak powyższa przedstawicielka narodu polskiego płci żeńskiej?! Kupiła sobie ponoć kilka lat temu 40 tabsów bo wtedy wychodziła jej tabletka po 3 euro :/ LOL. No to ładniusio :p No ale w końcu to Ibiza. Tutaj każdy ćpa.

Ja za to od 3 dni codziennie ćwiczę, biegam na czczo i zdrowo się odżywiam. Dobrze mi to robi, bo dzięki temu mało śpię, bo mój organizm nie jest tak wykończony np kiełbasą smażoną codziennie na śniadanie i obiad. Mam nadzieję zostawic na Ibizie tłuszcz i przybyć do Polandu już z pewną dozą szczupłości :) 

Mamy też małe problemy z Pawłem... Nie dogadujemy się aż tak jakbyśmy wszyscy tego chcieli. Wynika to z wielu czynników. Czasami łapie mnie moralniak, że np wychodzę z chłopakami oddzielnie, ale nie potrafię się przystosować do sposobu bycia Pawła. Nie wiem co zrobić. Mam dwa walczące ze sobą fronty w głowie. 
1) wyjechaliśmy przecież razem więc powinniśmy trzymać się razem
2) pomimo, że wyjechaliśmy razem nie musimy trzymać się za rączkę i nie skazywaliśmy się na życie ze sobą. 

Jeśli przecież komuś nie pasuje towarzystwo jednej z osób to nie musi spędzać z nią czasu. Denerwuje mnie kilka rzeczy (może więcej niż kilka) w jego sposobu bycia. Nie mówię, że jest to coś mega złego. To po prostu mi nie pasuje i w sumie nie mam ciśnienia aby on to zmieniał, ale mi to po prostu nie pasuje. Macie jakieś rady? 

Ibiza praca


Długo nie pisałem, bo w sumie nie było o czym. Szukanie pracy tutaj jest dość czasochłonne. Nie jest może trudne, bo ciężko nazwać chodzenie z miejsca do miejsca trudnym, szczególnie, że spaceruje się plażą, albo deptakiem obok plaży w pełnym słońcu.

Miałem jedną ofertę pracy jak PR (jest kilka rodzajów PRa, ten to był akurat najgorszy jaki mógł być, bo naganianie ludzi na piwo i shota czegoś co przypomina tylko objętością mocny alkohol). Tak więc gdy nadszedł ten piękny dzień, aby pójść do tej pracy, poczułem jedną wielką niechęć do tej pracy. Wyobrażałem sobie siebie krzyczącego do ludzi, że tutaj będzie najlepsze picie i najlepsza impreza, wiedząc, że wszędzie jest taka sama. Na porażka do kwadratu. Więc zdecydowałem, że oddam tą miejscówkę Radkowi, bo on bardzo potrzebował kasy. Niestety na miejscu okazało się, że mają zbyt dużo ludzi na próbę i mogę przyjść za kilka dni. :) Odetchnąłem, bo nie musiałem pracować tego dnia i jednocześnie miałem nadal możliwość złapania pracy w tym miejscu.

Kilka dni później poszliśmy na plażę rzucać sobie butlami :) oczywiście Mr Mijagi cisnąć jak wściekły, a ja podpatrywałem co fajniejsze i prostsze układy. Pod koniec naszego rzucania podszedł koleś który zainteresował się tym i po chwili rozmowy zaproponował nam pracę jako PR. Tym razem jest to dobry PR, bo sprzedajemy (nielegalnie) wejściówki do największych klubów na Ibizie. Całkiem dobra opcja. Normalnie np. w niedzielę jest otwarcie Space Club na imprezę którą trzeba wywalić 65 euro jak kupi się wcześniej bilet, a 70 w klubie w dniu imprezy. My sprzedajemy za 80 euro wejściówkę z pre party w jednym z klubów w San Antonio z darmowym drinem i dwoma shotami, później przejazd podstawionym busem na Playa D'en Bossa, tam impreza w klubie z open barem przez 2h i później wjazd do Space. Tak więc dobra oferta.

Dzisiaj zaczęliśmy to próbować sprzedawać. Nie idzie nam super extra, bo na obecną chwilę jest tutaj 50/50 pracowników/turystów. Ciężko idzie, ale staramy się cisnąć na maxa. Będę przynajmniej ładnie opalony, bo staram się chodzić bez koszulki :) Po drodze, gdy szukałem kogoś do kupna wjazdu do Space, wszedłem do BayBar'u, który leży na plaży :D W niedzielę mam dzień próbny na godzinę. Mam nadzieję, że się spiszę, że mnie przyjmą. Pocisnę jutro Daniela aby pokazał mi kilka fajnych opcji z cocktailami, abym miałem duże przygotowanie, bo warto dostać tą pracę. Wtedy miałbym dwie.

W poniedziałek też jadę z Tristanem, Benem i ich koleżankami na wycieczkę, w jakieś mistyczne miejsce, tam zjemy sobie jakiś lunch i mamy zamiar skakać z klifów do wody :D No już wyobrażam sobie jak to będzie skoczyć ze skały wprost do błękitnej wody. No kurza twarz, to jedno z moich marzeń, aby skoczyć z takiej skały. To musi być uczucie :) Fotki będą pierwszej klasy. !! No i samo towarzystwo Tristana i Bena jest ciekawe. :)

Dzisiejszy dzień można zaliczyć do udanych. Zaraz jeszcze raz wybijam z Radkiem na sprzedawanie ticketów. Może nam się bardziej poszczęści. W sumie to ten weekend ma być najbardziej ruchliwym przez jakiś czas, bo otwiera się kila klubów. Ponoć bilet lotniczy na ten weekend kosztuje 400 euro...więc można się domyśleć jaki będzie natłok ludzi. Obok są fotki widoku z naszego tarasu o zachodzie słońca, a druga fotka, to poranne wskazanie temperatury na głównej ulicy w San Antonio. Ciekawe jest to, że tutaj ludzie żyją zupełnie innym trybem. Każdy się zatrzymuje aby przepuścić człowieka, każdy jest uprzejmy i każdy chce pomóc. Generalnie każdy kto tutaj przyjeżdża przejmuje chyba ducha wyspy i robi tak samo. Szczególnie, że tutaj nikt się nie spieszy bo są na wakacjach :) Ja natomiast robię na autochtona i spokojnie mogę powiedzieć, że chyba tak jeszcze nigdy w życiu nie byłem opalony, a to dopiero początek wyprawy. Przede mną jeszcze ok 4 miesięcy :p Będę opalony na brąz przez duże Z.




Btw. Praca PR'a taka jaką my wykonujemy jest nielegalna i jak nas policja złapie możemy zapłacić 500 euro kary. Za 3 takie złapania grozi nam deportacja do Polski :p tak więc trzeba uważać :p :p ale to przecież Ibiza. Kto by się przejmował takimi niegroźnymi rzeczami jak sprzedawanie biletów. :) :)


btw. 2: jak coś jest napisane kursywą, to jest to wypowiedź któregoś z chłopaków, bo chcą od czasu do czasu dołączyć się do pisania bloga. :)

niedziela, 15 maja 2011

Ibiza: realia

No właśnie, już jesteśmy tutaj 4 dni, niby dużo niby mało. Udało nam się kilka rzeczy pozałatwiać, ale i tak wciąż mam takie głupie uczucie, że coś jeszcze mi wisi nad głową.

Została nam praca do znalezienia. Chodziliśmy po klubach, ale na obecną chwilę wszędzie jest full, nie potrzebują nikogo. Jest to spowodowane mega początkiem sezonu. Ludzie jeszcze się nie pozjeżdżali na wyspę więc nie szukają nikogo do pracy. Nie mają takiej potrzeby (przynajmniej tak sobie to tłumaczę :D)

Uspakajające jest oczywiście to, że wszyscy powtarzają mi w koło (autochtoni), że sezon ma się dopiero zacząć, nie ma co się spinać a pracę na bank znajdę. No ale ja już tak mam, że jak nie mam dopływu takiej kasy, że mi starcza na dostatnie życie, a w przypadku wyjazdu zarobkowego - odkładania kasy, to się źle czuję i nie potrafię przestać o tym myśleć.

W piątek poszliśmy rozejrzeć się po okolicy, zobaczyć jak to wygląda z klubami, ile jest ludzi i ogólnie co czym się je. Poszliśmy na niedaleki West End. Wyobraźcie sobie, że jest to miejsce gdzie macie tak samo malutkie alejki jak na przykład w Madrycie, a jednocześnie są zawalone ludźmi całkiem mocno. Pachnie wszędzie dość ładnie, wszyscy są uśmiechnięci...jeden problem polega na tym, że w większości są to naganiacze...To ludzie pracujący dla klubów jako PR's (tak się to tutaj nazywa). Naganiają ludzi do klubów. Niektórzy lepiej niektórzy gorzej. Proponują mega super oferty które już nigdy więcej się nie powtórzą, a teraz ja mam szansę z niej skorzystać. Jeden gości tak zaprawiał, że przekonał nas do wejścia do klubu. Zaoferował nam za 10E trzy piwa i 3 shoty. No niestety shoty były mega kiepawe, bo na moje kubki smakowe był to po prostu sok jabłkowy ze splashem vódki. Piwa oczywiście małe :p no ale wiem juz jak to działa na własnym przykładzie.


 

My barmani z Polski lubujemy się w treningach, a w związku z tym, ze jak wspominałem jesteśmy barmanami, dodatkowo z Polski, rzucamy butelkami jednocześnie trenując dyspcyplinę barmańską popularnie nazywaną Flair. Posiadanie jako rodaka 5 krotnego mistrza świata w tej dziedzinie do czegoś zobowiązuje. Dlatego też korzystając z uroków Ibizy, to znaczy słońca, plaży i uroków pięknych "widzek: gdziekolwiek nie jesteśmy, mamy ze sobą butelki i shakery żeby nie wypadać z formy. Dlatego też dzisiaj ćwiczyliśmy radośnie na plaży w San Antonio. Podczas naszego treningu zawitał do nas pewien Anglik, choć bardziej uważni dostrzegą w nim Piccachu. Osobnik ten zaatakował z nienacka i nalegał, ażebym pokazał mu jakieś sztuczki, początkowo nie wiedziałem czy robi sobie przysłowiowe jaja, czy na prawdę chce się czegoś nauczyć. Finalnie pokazaliśmy mu kilka numerów, szło mu całkiem nieźle ale jego koledzy, (również pokemony) zaczęli się oddalać, tym samym wzywając go do pokebolla, oddalił się przerywając naukę. Dla potwierdzenia mych słów zamieszczamy zdjęcia owego osobnika. 



Przez ostatnie dwa dni mieliśmy wypożyczony samochód. Dość wygodna sprawa w przewożeniu bagażu, ale zupełnie nieprzydatna do jazdy po mieście. Większość uliczek tutaj to jednokierunkowe małe alejki, w każdą trzeba się wepchnąć idealne. Jedzie się ok 30km/h, jednak jest coś fajnego w tym, że po pewnym czasie poczułem się dość pewnie w mieście, wiedziałem jak gdzie dojechać i pozostawiło to miły smaczek po sobie. Wiem, że będę chciał jeszcze wypożyczyć skutasa, ale to już jak będę zarabiał kasiorkę, więc spokojnie. W sumie to może trzeba będzie dojeżdżać do Amnesi albo Pacha poza miastem :) ale byłbym zadowolony :) Trzeba jakoś jutro tam polecieć i zostawić swoją cv'kę :)

Dzisiaj pogoda jest średnia, pada deszcz i nie ma co robić, więc pewnie się pouczę czegoś sensownego a wieczorem idziemy na jakiś obiadek do klubu który znajduje się tuż obok klubu który od kilku lat chicałem odwiedzić...nazywa sie Cafe Del Mar!!! Moim zdaniem jeden z fajniejszych klubów pod względem klimatu :) W środku jest przepiękny, nie wiem tylko jak tam się pracuje i czy dostaje się jakieś fajne tipy, ale jak będzie można tam pracować to na bank będę. To dopiero będzie opcja: dobrych  kilka lat temu dostałem płytę Cafe Del Mar, spodobała mi się nieziemsko, zapytałem skąd jest ta płyta, kumpel opowiedział mi o takim klubie na Ibizie który nazywa się właśnie tak, po czym mam szansę w nim pracować, kwestia determinacji :)

Ibiza pierwszy dzień


Kilka pierwszych dni.

Decyzja aby pojechać na Ibizę zapadła! Po drodze mieliśmy kilka dziwnych akcji...

Pierwsza zaczęła się o 5 rano na lotnisku w Warszawie. Daniel aka Mijagi oznajmił nam, że nie wiedział, że trzeba się zarejestrować online dla Ryanaira...LOL, tak więc szybko komóra w rękę i rejestracja odbyła się jeszcze na lotnisku, kilka minut przed zamknięciem możliwej rezerwacji. Było obsranie dupy, ale się udało. Problem był tylko aby wafel nie zapłacił 40 eurosów za wydrukowanie tego przez naziemną stuardessę :/ Spięcie dupska było oporowe. Mieliśmy wg planu tylko dwie godziny na przesiadkę w Holandii, a podczas lotu kapitan miło i rzeczowo oznajmił nam, że na lotnisku docelowym jest mgła która ogranicza widoczność do 75m a do lądowania potrzebne jest 1500m.... tak więc poczekamy chwilkę w powietrzu, a jak nie poprawi się pogoda to polecimy na lotnisko zapasowe w Niemczech....O_o. Generalnie już byliśmy podwójnie zesrani. Bo nie dość że jest ryzyko zapłacenia za wydrukowanie biletu 40E to jeszcze trzeba było liczyć się z tym, że nie uda nam się do niego wsiąść...
Piwko na pokładzie samolotu chyba dobrze wpłynęło na los i udało nam się wylądować i jeszcze mieliśmy chwilkę czasu na szukanie drukarki...Porażka. Generalnie wszystko było zepsute i nikt się nie dał przekupić nawet za kawę aby druknąć ten bilet który mieliśmy już na mailach.
Sama Ibiza jest naprawdę wypasiona. Woda otacza wszystko, wiaterek dmucha, jest ciepło, czysto i słońce śmieci non stop. Nawet w nocy czuć słońce.
Największe problemy jak na razie są z tym numerem NIE, ale jak zauważyłem jest to tylko iluzoryczne, wystarczyło stanąć w kolejce i dostać kwitek, że trzeba przyjść za miesiąc po odbiór dokumentów a szukając pracy mówi się, że wszystko jest w toku. No generalnie ważna sprawa jest aby założyć też konto bankowe. To jest dziwne, ale aby mieć pracę muszę mieć konto bankowe, aby mieć konto bankowe, muszę mieć NIE, aby mieć nie muszę czekać miesiąc, więc poprzez prostą implikację, pracę będę miał za miesiąc...LOL hahaha. No generalnie zastanawiam się jak to jest, że rozkminiamy każdą kurwa ewentualność czy się zesrać czy nie, czy założyć w czerwonym banku, czy w niebieskim, no KURWA. Nie zastanawiać się tylko działać, jak na razie więcej czasu tracimy na rozkminianiu co, kiedy i jak zamiast to robić. Może to jest moja akcja, ale ja wolę działać.


Wczoraj w końcu znaleźliśmy jakieś miejsce do zatrzymania się. Generalnie całkiem spoko mieszkanie. PONOĆ taniej się już nie da. Będziemy płacić 1200 euro za mieszkanie za miesiąc, na cztery osoby. Jest więc całkiem spoko, bo wychodzi 10 euro za dzień na osobę. 

Generalnie San Antonio to miasto które już teraz żyje pełną gębą. Ludzie się tam bawią od 21 do 6 rano. Tak mi powiedział jakiś Irlandczyk, którego spotkaliśmy pod pubem w którym szukaliśmy wszystkich danych hoteli.