środa, 14 września 2011

Autostopem przez galaktykę! :D








Dzisiaj postanowiłem zrobić sobie odpoczynek od wszystkich i wszystkiego a przede wszystkim od małego zaplutego miasteczka Sant Antoni de Portmany. Postanowiłem wybrać się na małego tripa do Eivissa. Nie wiedziałem po co, jak i dlaczego tam jadę, ale po prostu poczułem, ze mam ochotę tam pojechać. Dzielnie stanąłem na wyjazdówce z miasta aby złapać jakiegoś stopa, bo przecież możliwość zaoszczędzenia 1.95e oraz przygoda w spotakniu nowego człowieka jest najlepsza. Moje rozważania o złapaniu stopa dość szybko zostały rozwiane. Po raz kolejny doświadczyłem prostactwa i nizin społecznych Brytoli. W pierwszych 10 minutach ujrzałem dwa razy międzynarodowy gest pojednawczy, czyli proste „FUCK YOU”, a w następnych kilkunasty minutach jakbym dobrze łapał to może udałoby mi się zjeść rzuconego we mnie chipsa czy nachosa...sam nie wiem, oceńcie sami :p naprawdę nabieram coraz większej pogardy dla tego narodu pracując tutaj na wyspach. Dla mnie to są świnie, prostaki z większą ilością kasy niż przeciętny Polak, z mózgiem i zachowaniem porównywalnym do rozpaćkanego gówna na ulicy.

No nic, ruszyłem na Busa, skorzystałem na tym, bo rozkminiłem kilka rzeczy w swoim życiu i pospałem sobie z 15 minut, to jest zawsze komfort płacenia za podróż...można robić co się chce.

W mieście szedłem sobie zupełnie na przysłowiową pałę. Widziałem jak wielka Balearia (prom) cumuje do portu...No powiem, że nie spodziewałem się, że widok wielu ton stali odnosi takie wrażenie jak płynie na ciebie i zatrzymuje się dosłownie metr od Ciebie wielka ściana żelastwa!! Potęga!! Później dotarłem pod kafejkę w której spędziłem z Danielem i Pawłem pierwsze dni szukając mieszkania (BIstro Ibiza). Pomyśleć, że było to ponad 4 miesiące temu,.. to jest dopiero fascynujące jak stąpa się ścieżkami którymi wcześniej się chodziło, tyle tylko że teraz z zupełnie inną świadomością.

Później odkryłem wiele ładnych kawiarenek i przejść między ściśniętymi budynkami. Niesamowicie wygląda taka zabudowa, z oknami i drzwiami pootwieranymi jakby zapraszały do środka, ale jakoś czuje się, że kilka frędzli wiszących w drzwiach stanowi barierę, której nie powinno się przekraczać nieproszonym.

Gdy już plecak zaczął zbytnio ciążyć, postanowiłem użyć jego zawartość :) wszedłem do najbliższej kawiarenki i otworzyłem tego laptopa. Popsuł mi się jakiś czas temu czytnik książek i muszę taszczyć lapka ze sobą jak chcę poczytać jakś książkę, a na moje nieszczęście, teraz dorwałem tak ciekawą książke, że umieram czytając ją. Właśnie w tej kawiarence przy kanapce ze świeżym pomidorem, sałatą, serem i wędliną dokończyłem pozostałe elektroniczne strony...Polecam cykl Malowany Człowiek...Bardzo dobra książka.

Już od jakiegoś czasu czuję home sickness i nawet taka plaża nie jest wstanie zrekompensować strasznej ochotę wrócić do Polski, do Wawki. Męczy mnie też małe miasteczko jakim jest San An. Nie lubię takich maleństw. Przeszkadzają mi bo nie ma tam zazwyczaj co robić. Ok muszę przyznać, że akurat to miasto jest o tyle dobre, bo jest plaża, ale i tak powiem szczerze, że wolę duże miasta, może właśnie dlatego wybrałem się do Eivissa Town. Ja już odliczam dni do momentu opuszczenia tej wyspy. Zarobie wystarczająco aby opłacić mieszkanie na kilka miesięcy oraz studia, to mi wystarczy. Za jedzenie płacić prawie nie będę musiał....Oby tylko wrócić na uczelnię i mieć gdzie mieszkać :)

A no i kilka dni temu odwiedziłem z Danielem Mary Hę! Muszę przyznać, że to fajna opcja spotkać się tak na godzinkę. Wpadasz, wymieniasz poglądy, nowinki i zawijasz się. Dzięki temu nie trzeba specjalnie się umawiać na długie spotkania które pochłaniają wiele godzin i można spotkać się w każdej chwili z każdym :) Podoba mi się taka wersja :)


A wczoraj to dopiero była Biba w pracy :) zero ludzi ale za to uwolniliśmy z Danielem nasze Hipisowskie wnętrza. Każdy z nas stanął na DJce i pocisnął tłum. Tiesto to cienias przy tym co wyczynialiśmy z ludzkimi głowami. :D :D :D 

  

Angole i Skutasy

Chciałem ostatnio opowiedzieć jak pracuje się z Angolami. To jest dość nietypowe społeczeństwo. Teraz dopiero ich bardziej poznałem, Ich tok rozumowania i zachowania. Jest to niby społeczeństwo wysoko rozwinięte. Mają dość pokaźną historię i tak dalej. Jednak gdy obcuje się z nimi na co dzień to jest dość dziwnie. Przykładowy Angol na Ibizie to prostak i wieprz jakich mało. Wciąż trzymają ręce w gaciach i wciąż drą japy. Przyszło mi obsługiwać wielu baranów, ale powiem, że takich jest mało.
Wyobraźcie sobie, że wystarczy, że taki człowiek z tej wyspy mieszka 150 km dalej niż inny i już akcent jest tak inny, że nie da się go zrozumieć. Mam problemy kiedy pytają mnie o podstawowe rzeczy, czyli ile kosztuje wódka z colą....a pytanie to słyszałem miliony razy, więc powinienem już jak automat rozpoznawać słowa. Jednak durny Szkot czy Irol nie pomyśli sobie, że ich akcentu to już za chuja nie da się zrozumieć. To taki imbecyl nie powie tego normalnie starając się dobrze to wymawiać, tylko ciśnie po swojemu i frustruje wszystkich dookoła. Są strasznymi ignorantami. Nie zastanawiają się nad niczym. Po prostu robią, co mnie bardzo denerwuje. Jest chyba tak, że uważają się za jakąś potęgę światową, a jak przychodzi co do czego to okazuje się, że prostym debilem jest co poniektóry.
Mieszkam na Ibizie już ponad 4 miesiące i nie mam żadnych znajomych brytoli. Oni jak to powiedział Trysiek (z USA) trzymają się tak mocno w swoim kręgu, że niemożliwym jest dotrzeć do nich i bawić się razem z nimi albo chociaż spędzać razem czas. W pracy w Kanya miałem chyba jednego ziomka który tak w sumie był trochę bardziej gadatliwy, ale nie wiem czy nie miał ADHD i po prostu musiał i chciał gadać ze wszystkimi dookoła :p. No ale niezależnie co miał, był spoko (pozdro dla Arona, który pewnie nigdy tego nie przeczyta, ale ważne że poszło w „eter”)

Dobra teraz kilka słów o Patryku........Gość jest wyjebany jak bombka :p Nie wiem dlaczego ale normalnie coś takiego wkurwiałoby mnie niemiłosiernie (zero ogarnięcia tego co się wkoło niego dzieje-DOSŁOWNIE) ale jakoś robi to tak nietoksycznie, że mi to nie przeszkadzało wcale. Śmieszny jegomość po prostu. Wciąż się drapie po czuprynie i patrzy gdzieś w świat myśląc nad swoim nadchodzącym życiem i problemami. Może rozumiem go bo ja tez miałem i mam takie przemyślenia które sprawiają, że mi się nie chce mówić i myśleć o niczym innym poza tym co mam w głowie. Na pewno zawitam do Torunia po powrocie do PL. To jest właśnie fajne w poznawaniu ludzi na wyjazdach. Poznajesz ich z całej Polski i później można się odwiedzać i spędzać czas nie w tym samym mieście non stop :)


No i ostatnia rzecz, czyli wycieczunia skutasem!! No powiem Wam wszystkim, że jednoślady to jest najpiękniejsza opcja do podróżowania. Wynajęlismy z Danielem skuter strzałę, rakietę. 125 cc oraz spora kanapa. Pojechaliśmy sobie na Targ hipisowski do es Canar koło Santa Eularia. Niestety targ jest mocno przereklamowany. Jest trochę rzeczy, ale to takie typowe turystyczne śmieci. Znalazłem jedne spodnie warte uwagi, ale kosztowały skubane 20e, więc mogę spokojnie takie znaleźć w PL za mniejszą cenę. Później cisnęliśmy na pałę po całej wyspie :D to było to jak wiatr owiewał za duży kask, jak wysychało się na skuterze po kąpieli w turkusowej plaży tak małej że może pomieścić się może ze 40 osób. No i niesamowitą opcja jest pomarańczarnia do której zawitaliśmy już 2 raz. Za 1euro można kupić kilogram pomarańczy zerwanych świeżo z drzewa, a do tego można sobie zrobić z nich sok, który jest wyciskany na oczach śliniącego się przyjezdnego. To muszę przyznać był najlepszy sok jaki piłem w życiu. Nic już nie będzie takie same po tym jak wypiłem ten sok :)

Dlatego też wiem, że jak wrócę to prawko motocyklowe będzie robione, a jak nie prawko to chociąż skutasa sobie kupię jakiejś pierwszej klasy, bo naprawdę to jest zajebista sprawa. Poruszać się skuterem to jest jedna z lepszych opcji. Szkoda tylko, że skuter w Polsce jest jak każdy jednoślad mało praktyczny, bo pogoda jest dość kiepska. Nie to co w Hiszpanii gdzie deszcz raczej nie pada częściej niż 5 razy w ciągu miesięcy letnich....

niedziela, 4 września 2011

Ibiza Rocks

Od kilku dni pracuję w Ibiza Rocks a rzutem na taśmę udało mi się też wciągnąć tam Daniela. Miejsce jest niesamowite, bo działa jak Polskie bary. To są drobiazgi ale sprawiają, że człowiekowi chce się tam pracować. Po pierwsze ze wszystkimi się fajnie pracuje, zazwyczaj są to ludzie w moim wieku, każdy się uśmiecha, a nie jak w Kanya, gdzie nikt nigdy się nie uśmiechał. Tipy są wypłacane codziennie, pensja wypłacana jest co tydzień. Jest dzień wolny raz w tygodniu, pracuje się mniej więcej po 7-9 godzin. Wczoraj jak szedłem do pracy to się cieszyłem po raz pierwszy od jakiegoś czasu. Za każdym razem jak dostawaliśmy z Danielem pracę to jedyna motywacja to była kasa i w jednym ze śmietników to, że razem pracujemy. A tutaj nie dość, że razem to jeszcze miejsce zajebiste, muza zajebista, robi się cocktaile a nie tylko „wóda z Kolo” klienci są fajni, w połowie naćpani więc śmiesznie się z nimi gada i na nich patrzy.

Wczoraj np. jakieś dziewczyny koniecznie chciały napisać na moim przedramieniu, że mnie kochają (śmieszne, że dzisiaj już pewnie nie pamiętają gdzie były poprzedniej nocy). Nie wspomnieć ile kasy zarobiłem za każde zdjęcie które robi się ze mną :) No mi się podoba, jeszcze raz to powtórzę.


W mój dzień wolny postanowiliśmy się wybrać do Privilage na SuperMartxe. Taka impreza show. Gdzie dzieje się istny cyrk. Wybraliśmy sie tam z Mary Ha i Patrykiem, kupiliśmy sobie dwie butle whisky i mocno zakropieni pojechaliśmy. Wejście za darmo, bo wpisany został kiedyś tam Patryk na listę i miał możliwość wprowadzić 4 osoby. Dotarliśmy tam przed 1 w nocy. O 3 w nocy wracałem z Patrykiem i jakimiś szwajcarami taksówką, bo lista była wirtualna i nikt nikogo nie wpisywał!!! No więc się wziąłem i wkurwiłem. Bo zmarnowałem kasę na alkohol, zmarnowałem kasę na taxę, czas gdy stałem pod wejściem i czekałem aż Mary Ha może urobi ochroniarzy...masakra.


Następny dzień był jakąś masakrą. Niby miałem kacucha, ale nie był taki zniewalający...do 1 w nocy w pracy....Później dał o sobie znać bardziej niż się spodziewałem. No męczyłem się jak nigdy :) Ale to jest właśnie niesamowite. Wystarczy jeden dzień być takim zjebańcem aby docenić czym jest następny dzień po wyspaniu się :) zdrowym śniadanku i dobrym dniu :) Dzisiaj będzie full energy :)

Aha i jakaś dziewczyna wczoraj zaproponowała mi sex :) no nic. Tak jak w każdej z takich sytuacji powtórzę: "zapewne po 2 godzinach nie pamiętała gdzie była, taki skutek dragów :) "

Teraz na plażunię opalać się bo za tydzień ma już być tylko i wyłącznie deszcz :/ :)))))) ale fajnie, w końcu deszcz i może długie spodnie założe od 3 miesięcy w dzień :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Ibiza: praca po raz kolejny wyznacznikiem tego co piszę...

Czym ta wyspa jest dla mnie? Jest niesamowitym czasem. Pracuję tutaj, bawię się, poznaje nowe osoby, zaciskają się więzi z nimi. Jednocześnie coraz bardziej robię wgląd w siebie i zastanawiam się nad swoim życiem.

Przedwczoraj opuściła nas Ula, poleciała do PL na miesiąc aby później polecieć do Grenady na praktyki. Fajna z Ciebie osoba Świeżyzna! Trzeba Ci to przyznać. Dobrze mi się z Tobą przebywało. Właśnie dla takich znajomości jak z Ulą, Danielem, Popkiem i rzutem na taśmę Zebrą chce się żyć. To są właśnie jednostki które sprawiają, że miło się wstaje i miło się nawet na kacu spędza czas. Kiedyś miałem takich bliskich i to jest najwspanialsze uczucie kiedy wiesz, że nawet najgorszy stan kaca jest przyjemny bo zdycha się razem. Każdy chyba potrzebuje kogoś takiego. Ja tego tutaj doświadczyłem. Zastanawiam się właśnie jak to będzie w przyszłości. Miałem kilka takich sytuacji gdzie znajomość była taka wielka i wspaniała, a dwa miesiące sprawiły, że zupełnie się rozpadła. Miejsce w którym znajomość się toczyła sprawiało, że zupełnie inaczej się ją postrzegało i inaczej doświadczało. To właśnie może być jeden z powodów dla których nie koniecznie to musi przetrwać. Zastanawiam się nad tym, bo nie chciałbym stracić takiej znajomości...

Praca? No jest! Jest nudna poza momentami kiedy nie jest nudna. Niestety praca codziennie po 9-10 godzin nie należy do najfajniejszych ale za to dinero wpadnie i nie będzie problemu później z opłaceniem sobie mieszkania albo szkoły. Spotkałem wczoraj dziewczynę która chce się dostać do nas do pracy. Jest Niemką i mam poczucie, że jest mi bliższa kulturowo niż Hiszpanie. Razem zastanawialiśmy się dlaczego oni tak eksploatują pracowników. Dlaczego każą pracować codziennie po tyle godzin skoro można by zatrudnić jedną osobę dodatkowo aby była w okienko dnia wolnego osoby której akurat nie ma. Wszyscy byliby zadowoleni bo więcej miejsc pracy by się zrobiło, pracownicy byliby zadowoleni i klient też, bo nie obcuje z wiecznie zmęczonym/niezadowolonym pracownikiem. Wiele rzeczy tutaj jest na opak.

Wczoraj Pepe (szef) podczas zapierdolu podchodzi do mnie i pokazuje mi brudną szklankę którą zdjął z półki i pyta się dlaczego ona jest brudna. Więc ja już na lekkim wkurwie wzruszyłem ramionami sygnalizując, że nie wiem. Więc jak zaczął mnie się bardziej dopytywać i oskarżać, że nie myje ich to się wziąłem i wkurwiłem normalnie. Powiedziałem mu aby zmienił najpierw gównianą zmywarkę która nie zmywa i że jak jest zapieprz to nie będę patrzył na każdą szklankę która wkładam do zmywarki czy się domyje. Grunt że gość takiego syfu nigdy ode mnie nie dostaje, po prostu odkładam ją na bok i gitara. Tak więc reasumując szef to pała która nie ma pojęcia o tym jak się pracuje w dużym ruchu i co jest ważne a co nie. Przecież nie będę pucował szkła ściereczką jak przy barze stoi 20 klientów a ja jestem sam za barem. ! No bo się wkurzyłem normalnie :)

Hahaha. Znów zwolnili mnie z pracy :p Co za debile!!! Powiedzieli mi, że to wynika z tego, że nie ma ludzi i jest mały ruch, ale ja doskonale wiem, że im nie podpasowałem. Ja po prostu nie znosiłem tego kiedy musiałem robić coś jak nic nie było do roboty... Kiedy już bar jest posprzątany dwa razy to po kiego chuja mam latać ze szmatą i czyścić albo udawać, że coś czyszczę. Dlatego właśnie często widzieli mnie z komórką, bo nic nie było do roboty. Kiedy był zapierdol to ja zapierdalałem. Ja po prostu potrzebuję dużego pobudzenia w pracy aby być zadowolonym, więc jeśli jest na pół gwizdka to się nudzę i nie czerpię przyjemości z pracy. Może właśnie dlatego lotnictwo mnie tak pociąga, bo wymaga ciągłego skupienia, nie ma momentu gdzie (nie na autopilocie) nie trzeba pracować głową, a nawet na AP trzeba zajmować się wieloma rzeczami. Nie znoszę kiedy się nic nie robi i wychodzi ze mnie wtedy frustracja. Dlatego właśnie w pracy często byłem mało uśmiechnięty, bo chuj się robiło. Tak to jest na całej Ibizie. Z zasady tutaj się nic nie robi. Hiszpanie to jebane lenie (oczywiście znajdzie się wyjątek). Nie wymagają od siebie a wymagają od innych. Ile to razy widziałem jak jebany manager dawał sobie jakieś luzy a mi zabraniał wielu rzeczy które w danym momencie sam robił. Zdaję sobie sprawę, że „co wolno wojewodzie to nie wolno Tobie – smrodzie” ale jednocześnie choć odrobinę samokrytyki albo braku hipokryzji. Bardzo mnie męczyły kolejne dni w tej pracy. Dlatego z jednej strony czuję smród przy gaciach, że nie pójdę na studia ale z drugiej strony wiem, że pracy jest tak dużo, że szok w trampkach, więc nie ma problemu. Zarobiłem tam całkiem sporo bo jakieś 1600e więc gitara.

W końcu złapię jeden dzień wolnego. Naprawdę czekałem na niego już jakiś czas. :) Pracowałem prawie miesiąc bez przerwy. Człowiekowi się odechciewa żyć wtedy. Nie rozumiem polityki HR na Ibizie. Po co robić tak, że męczysz pracownika non stop przez kilka miesięcy albo nawet przez jeden miesiąc? Przecież mogliby spokojnie zatrudnić kogoś jeszcze i wtedy każdy miałby dzień wolny tak strasznie potrzebny do tego aby zregenerować siły witalne. Nie rozumiem tego, jak pracując codziennie po 9-10 godzin nie można mieć przerwy, nie rozumiem jak nie mając przerwy i pracując tak długo nie można sobie nawet przycupnąć na jebanej lodówce....Jak tak można? Przecież to zostawia z człowieka ścierkę a nie pracownika....Nie rozumiem tego!!! Ibiza jest fajna pod względem doświadczenia i niektórych ludzi, ale przyznaję, że to co się dzieje na rynku pracy to masakra. Pracodawcy tutaj są w większości kutasami i mają w dupie pracownika. Nie traktują pracownika z szacunkiem, bo wiedzą że i tak za miesiąc go nie będzie a za rok będzie inny, a jak mu się podobało to jak było z takim traktowaniem, to dobrze bo mają wyszkoloną małpę do pracy na następny rok, która się nie będzie stawiała....taki mam ogląd tego jak wygląda praca w Hiszpanii a dokładniej na Ibizie. Muszę zapytać się Julki jak to jest z pracą w Madrycie.


Na szczęście teraz jest tak dużo pracy, że nie muszę się martwić. Wszyscy dookoła mówią mi, że pracy jest tak dużo, że szok. Dlatego dzisiaj zrobię sobie dzień wolnego, zrobię swoją Cvkę zarówno barmańsko-kelnerską jak i lotniczą i wyślę Adamowi :) to będzie dopiero akcja jak dostanę pracę od razu jako pilot :) To o co najbardziej się bałem w tej sytuacji to to, że licencja będzie największym problemem, a ponoć nie jest :)))))) No więc gitara. Teraz skupię się na tym. Pójdę do Daniela do roboty, posiedzę tam cały dzień i wszystko napiszę i zrobię. Będę miał dostęp do świata zewnętrznego poprzez net i wszystko w końcu napiszę :)

sobota, 2 lipca 2011

Ibiza: nuda w pracy

Jak to jest pracowac na Ibizie? Zalezy gdzie sie pracuje. W Bull Barze pracue sie dlugo i jest mega nudno. Nie ma turystow, podobno rok temu o tej samej porze roku bylo juz tak nawalone ludzmi ze zapieprzalo sie niesamowicie. Wczoraj chyba nic nie zrobilem albo podalem ze 3 rzeczy. Mniej wiecej caly ruch skupil sie miedzy godzina 12 a 15, pozniej juz tylko byly jakies pojedyncze osoby.

Tak wiec jade do pracy aby siedziec na dupie a jak jest manager to stoje i patrze sie na wode i ludzi na plazy...nie tak sobie wyobrazalem prace na Ibizie, no ale czesto jest tak ze wyobrazenia rozmijaja sie z rzeczywistoscia. Dobre jest to ze zarabiam. Co do tego nie ma watpliwosci. Malo bo malo ale zawsze cos. Dostaje 1000euro miesiecznie plus napiwki, tych ostatnich jest malo bo ludzi nie ma, wiec zgarnalem przez 5 dni pracy 41e. Jednak patrzac na to moge sie domyslec ze jak beda ludzie to i dinero wpadnie. Na obecna chwile mam plan przepracowac tam tyle aby sie odbic finansowo. Jak tylko zacznie sie ruch (miejmy nadzieje ze sie zacznie kiedys) zaczne szukac pracy gdzies indziej. Ludzie pracujacy tutaj zaczynaja sie wykruszac. Praca jest za ciezka albo jej wcale nie ma. Pawel i Radek nie moga znalezc pracy wiec dla nich najblizszy tydzien jest decydujacy. Nie chce im zle zyczyc ale uwazam ze moga miec problemy...

Dla mnie tez praca przez 12h dziennie mija die troche z celem. Nie zarabiam az takich kokosow aby to bylo warte mojego czasu. Na pewno zostane tutaj do konca, bo generalnie wyspa jest ciekawa i jeszcze chcialem troche pozwiedzac, moze stad polece sobie do Barcelony w drodze powrotnej, zobacze inne miasto.

Tak wiec jest ok, bo kasa leci, nie jest ok bo Ibizaa chyba nie jest w tym roku soba. Kryzys w UK ponoc jest najwiekszy ok 15 lat. A tutaj glownie brytole przybywaja. Ciesze sie bo jem dobrze za darmoszke. Gadam z ludkami z pracy i nie narzekam.

Ciekaw jestem czy Erika jeszcze wpadnie. W sumie to teraz jest to jedna z kilku rzeczy jakie trzymaja mnie na miejscu. Brakuje mi tych wycieczek samochodowych, zwiedzanie i ogladanie nowych miejsc.

Nom to tyle.



posted from Bloggeroid

wtorek, 28 czerwca 2011

Nowa praca i wypadek

Praca. Po krotkim pobycie Eriki i Katherine zacząłem szukać pracy. Miałem kilka dni gdzie czułem ze mi sie nie chce jak nigdy, więc az tak dużo nie robiłem, ale nadszedł jeden dzień, gdzie wraz w Rakiem ruszyliśmy w miasto. Godzina 1 rano byla idealna :) znalazłem pracę w jeszcze bardziej oddalonym od mojego miejsca zamieszkania, punkcie. Port de Torrent. Knajpki nazywa sie Bull Bar. Jestem tam zarówno kelnerem jak i barmanem. Nie jest to praca o jakiej marzyłem ale teraz będę robił gdziekolwiek. Pracuje po 12h codziennie. Trochę boli brak dnia wolnego, ale biorąc pod uwagę ze miał miesiac wolnego, nie narzekam. Atmosfera w odroznieniu od poprzedniego śmietnika jest wspaniała. Kaweczka z super expresu, dwa zajebiste posiłki w ciągu dnia i rozmowa z szefem kuchni. Mike ma ok 50 lat, jest z Rumunii z Transylwanii. Niesamowicie mi sie z nim speda czas wolny którego na razie mam dużo, bo nie ma klientów. Rozmawiamy o jego kraju, moim kraju, komunizmie, Draculi, filozofii, psychologii i wszystkim co sie naiwnie. Polubilismy sie tak bardzo, ze juz pierwszego dnia powiedział ze zaprasza mnie do siebie w okresie zimowym abym mieszkał i jadł w jego domu za darmo. Pokaże mi każde miejsce:)

BTW jechalem dzisiaj do pracy i na przystanku autobusowym był mały wypadek. Mój bus potrącił dziewczynę. Po raz pierwszy Widzialem cos takiego. Wyleciała dość pokaźnie w powietrze. Trochę jej leciało krwi gdzieś z włosów na głowie. Mysle że trochę będzie poobijana, ale nic poważnego sie jej nie stało. Autobus zatrzymał sie na 45 minut więc o tyle dłużej sobie posiedziałem na tej części ciała której ostatnio bardzo mało używam-dupie!

posted from Bloggeroid

niedziela, 19 czerwca 2011

Ibiza: praca i po pracy



Kilka dni temu wyrzucili mnie z pracy. Nie ukrywam, że jest tutaj po części moja zasługa. Praca jaką miałem cechowała się wyjątkowo wielką abstrakcją i głupotą managera i jego przydupasa kelnerko-barmanki. Pracowałem tam razem z Danielem, który teraz tam został. Razem rwaliśmy włosy z głowy, gdy słuchaliśmy co za bzdurą kierują się Ci ludzie. Jeden z przykładów poznałem na samym początku. Pierwszy dzień pracy. Ja razem z Danielem za barem. Był dość spory ruch. Jeden z gości musiał poczekać na cocktail, więc powiedzieliśmy mu, że za chwilkę go zrobimy i zaprosiliśmy do stolika. Po zrobieniu go, wyszedłem zza baru aby podać go miłym klientom. Tuż po powrocie dostałem opieprz do sławetnego Magica (naszego managera) którego nazywamy Jełopem, że nie mogę wychodzić do stolików, bo moje miejsce jest za barem. Natomiast za trzy dni usłyszałem, że nie wychodzę zza baru rozmawiać z ludźmi, a powinienem, że to jest moje zadanie w tej pracy. Tak więc po raz pierwszy ze stu ochujałem... Później przyszła pora na klimatyzację. Pracując w zamkniętym pomieszczeniu, bez okien, bez klimatyzacji, w gorącą noc, można sobie wyobrazić, że dość szybko robi się duszno. Nawet goście co chwila pokazywali, że jest znacznie za duszno, po mnie się lało mimo że nie było ruchu. Tak więc na zmianę włączałem AC tylko po to aby Danielle ( przydupas ) wyłączyła ją po sekundzie. Wiele razy prosiłem ją aby nie wyłączała, bo ze mnie leje pot i jest za gorąco. Ona mówiła, że jest za zimo przy drzwiach...No nic, poszedłem więc ostatniego dnia mojej pracy zapytać się jak to jest z klimatyzacją. Dowiedziałem się, że tylko Danielle jest odpowiedzialna za nią i do tego, że jak mogę chcieć włączać ją skoro w lokalu są dzieci...no tak...ale jeszcze nigdy nie widziałem w środku po 24 dziecka, albo osoby mniejszej niż 150cm...tak więc ochujałem po raz drugi ze stu. Ostatni, mój ulubiony przykład, jest związany z Pina Coladą. Standardowo mniej więcej można przyjąć, że szykuje się ją z mlekim, sokiem ananasowym, syropem/likierem kokosowym i rumem. Natomiast pierwszego czy drugiego dnia dowiedziałem się, że nie dodajemy mleka, bo kochany Jełop debil nie lubi mleka i nie podajemy z mlekiem...0_o. What the Fuck!? Za dwa dni dowiedziałem się, że jednak dodaje się mleko ale bez rumu. I tak w koło Macieju. Nie było dnia bez paranoicznych pomysłów Jełopa i jego przydupasa...cieszę się jak skurwiel, że już tam nie pracuję, choć dopływ gotówki był dobry.
Pewnie dzisiaj albo jutro zacznę szukać pracy. Zostawiłem sobie kilka dni bez robienia czegokolwiek, bo odwiedza mnie znajoma z USA i chciałem jej poświęcić czas skoro i tak już mnie zwolnili. Mimo wszystko jest to tylko tydzień.

sobota, 11 czerwca 2011

Plan na życie

Od kilku dni jestem w paskudne nastroju. Przebywam większość czasu samotnie, chodzę na długie spacery zakończone medytacją. To w sumie jedna z niewielu rzeczy jakie mi pomagają. Łapie niesamowity spokoj, ciszę i łatwiej mi jest myśleć o wielu rzeczach.

Postanowiłem juz prawie na pewno ze od października wracam na uczelnie, dokonczę juz te studia, zdam wszystkie examy lotnicze i do tego będę sie ostro uczył hiszpanskiego. Po zdaniu examow, pracując w klubach lub restauracjach, choć wolę w klubie jako barman, będę czekal na USA, jednocześnie będę szukał czegoś lepszego w polsce. Moze uda mi sie załapać jako instruktor w PL? Generalnie wiem ze jak sie nie uda złapać pracy jako pilot w pl to wylatuje do Ameryki Południowej. Język juz będę znał na tyle aby sie porozumiewać, praca jakąś sie znajdzie. Moze uda sie też uruchomić znajomosci aby pracować w Afryce... Na pewno nie będę gnił tak jak do tej pory. Trzeba w końcu zebrać sie w sobie i zrobić cos wartościowego. Zacząć jakąś karierę, a nie pierdzenie w stołek.

posted from Bloggeroid

piątek, 10 czerwca 2011

Numero NIE

Dzisiaj albo moge powiedziec "wczoraj" zaczal sie moj dzien. Najpierw praca do 4 rano, później poszliśmy na jedno piwo do lokalu obok, aby zaprzyjaźnić sie z ludźmi pracującymi z nami i obok nas. Lokal do którego trafiłem z Danielem byl niesamowity. Kupa śmiechu, zabawa w jakieś sztuczki magiczny i inne śmiechy. Zaprzyjaznilismy sie na tyle z właścicielem ze piliśmy z nim i barmanami jegermaistera za darmoszke. Wyszliśmy dość szybko bo o 7 mieliśmy bus do eivissa po odbiór jebanego NIE number. Jest to taki numer NIP. Nic nie byłoby w tym złego gdyby nie to, ze musieliśmy stać w kolejce non stop. Przyjechaliśmy tutaj o 7:30 a wyjechalismy o 12. Cały ten czas musieliśmy STAĆ! Nie można sobie przysiąść, nie można sobie kucnac, trzeba Kurwa stać! Gdy juz łaskawie przyjęli nas do środka i wypisali wszystko, okazało sie ze jeszcze musimy czekac pół godziny po odbiór samego dokumentu. Do tego wszystkiego dochodzi problem nie spania juz od 24 godzin, z czego perspektywa pracy za 11 godzin nie pomaga mi psychicznie. W załączniku przesyłam fotke tej karuzeli!

Teraz siedze sobie na plaży i czekam na swoją zmianę w pracy. Znalazłem idealne miejsce, nie wiem czy nie jest lepsze niż cafe del mar, jest cudownie. Nazywa sie kumharas i jest to beach bar z wieża obronną. Zdjęcie też zamieszcze.

Wracając do numeru nie, który kazdy powinien mieć. Kilka wskazówek i uwag. Po raz pierwszy po NIE trzeba udać sie od razu jak wpadnie sie na Ibize. Wyspać w kolejce trzeba chwilę bo odbiera sie papiery do wypełnienia. Jest to formularz który wypełnia sie do banku "modelo 790" oraz kartkę do wypełnienia swoimi danymi dla policjanta. Dostaje sie kartkę z data powrotu na komisariat. Nie trzeba zrywać sie o 4 rano jak gdzieniegdzie jest napisane , aby wystać pierwsze miejsce no kartki mają swoje numerki. Więc spokojnie na 9 rano można tam być. Trzeba mieć xerox dowodu osobistego, wypełnione wnioski i wczesniej zrobiona wpłatę. Teraz zaczyna sie czekanie. Praktycznie nic nie trzeba robić poza czekaniem. Nie można siadać i popierać sie. Nie wiem dlaczego. Jeden z policjantów- Alf jak nic - wciąż pilnuje tego. Jeśli zobaczycie tego policjanta to od razu zauwazycie podobieństwo do alfa z planety melmack. Dokument dostaje sie od razu. Ja wrocilem sobie nr NIE z rezydentem, bo wtedy mam loty 50% tańsze na ląd główny hiszpani i pomiędzy wyspami :) nomi i ot tyle tego. Teraz trzeba szukać lepszej pracy :)


posted from Bloggeroid

czwartek, 9 czerwca 2011

Nuda w pracy

Powiem ze pomimobze ciesze sie ze mam prace, to otwieram ze zdziwienia oczy jaki to straszliwy smietnik. Wyobrazcie sobie ze sam menager nie ma pojecia ile kosztuja drinki, jakie sa gramatury. Ostatnio np wymyslil sobie ze piña colada ktora zawsze robi sie z mlekiem badz smietana, on bedzie robil bez bo on nie lubi mleka...

Ostatnio zjebal Daniela ze nie moze siadac na przerwie na fajka, a jesli chce palic to MUSI robic to przy barze, po czym poszedl i usiadl na schodach zajarac szluga...

Kazal mi zdjac wszystkie bransolety i sznurki bo nie mozna nosic takich rzeczy tutaj, bo starsi ludzie ktorzy sa klientami tego smietnika bardzo patrza na higiene. Dlaczego sie wkurzam i otym pisze? Bo po blatach lataja mrowki (o wlasnie jedna zostala zabita przez goscia)... Na jednym z barow nie ma zlewu, a powierzchnie plaskie poza podloga myje sie ginem lub wodka w ilosci 20ml na metr kwadratowy...nie koloryzuje...ostatnio wylala ok 250 ml na blaty i szmate....

No i do tego musze pracowac w czyms takim...


posted from Bloggeroid

sobota, 28 maja 2011

Ibiza - spotkania

Spacerując po Ibizie wiele razy można natknąć się na te same osoby, czuję się tutaj zupełnie jak w małym miasteczku gdzie wszystkich zaczynam poznawać i zawierać znajomości. W sumie to San Antonio nie jest dużym miastem. Powiedziałbym, że jest porównywalne do jakiegoś podwarszawskiego miasteczka gdzie może osoba z jednego końca miasta nie kojarzy osoby z drugiego końca, ale jednocześnie jest tak, że jeśli ktoś przebywa w centrum to natychmiastowo wychwytuje się daną gębę i prędzej czy później zaznajamia się z nimi.

Nie wiem ile osób już tutaj poznałem, ale moim zdaniem jest tego pewnie z 20. Niektórych kojarzę bardziej niektórych nie.

Wczoraj poznaliśmy dwójkę Polaków. To jest fajne, że wystarczy, że ktoś mówi w ojczystym języku i wychwytuje się to od razu i nawiązuje nić porozumienia. Niestety wczorajsze osoby które poznaliśmy w połowie były zwolennikami tego co na obrazku obok zamiast cukierków. Dziewczyna (choć dla mnie niezauważalnie) zachowywała się wciąż jakby wszystko było najlepsze na świecie. Chodziła po chodniki wymachując palcami w górę i w dół jakby wskazywała co jest na niebie. Dość śmiesznie... Ja rozumiem spróbować sobie jak to działa, wziąć sobie raz na rok albo coś, ale aby walić to tak jak powyższa przedstawicielka narodu polskiego płci żeńskiej?! Kupiła sobie ponoć kilka lat temu 40 tabsów bo wtedy wychodziła jej tabletka po 3 euro :/ LOL. No to ładniusio :p No ale w końcu to Ibiza. Tutaj każdy ćpa.

Ja za to od 3 dni codziennie ćwiczę, biegam na czczo i zdrowo się odżywiam. Dobrze mi to robi, bo dzięki temu mało śpię, bo mój organizm nie jest tak wykończony np kiełbasą smażoną codziennie na śniadanie i obiad. Mam nadzieję zostawic na Ibizie tłuszcz i przybyć do Polandu już z pewną dozą szczupłości :) 

Mamy też małe problemy z Pawłem... Nie dogadujemy się aż tak jakbyśmy wszyscy tego chcieli. Wynika to z wielu czynników. Czasami łapie mnie moralniak, że np wychodzę z chłopakami oddzielnie, ale nie potrafię się przystosować do sposobu bycia Pawła. Nie wiem co zrobić. Mam dwa walczące ze sobą fronty w głowie. 
1) wyjechaliśmy przecież razem więc powinniśmy trzymać się razem
2) pomimo, że wyjechaliśmy razem nie musimy trzymać się za rączkę i nie skazywaliśmy się na życie ze sobą. 

Jeśli przecież komuś nie pasuje towarzystwo jednej z osób to nie musi spędzać z nią czasu. Denerwuje mnie kilka rzeczy (może więcej niż kilka) w jego sposobu bycia. Nie mówię, że jest to coś mega złego. To po prostu mi nie pasuje i w sumie nie mam ciśnienia aby on to zmieniał, ale mi to po prostu nie pasuje. Macie jakieś rady? 

Ibiza praca


Długo nie pisałem, bo w sumie nie było o czym. Szukanie pracy tutaj jest dość czasochłonne. Nie jest może trudne, bo ciężko nazwać chodzenie z miejsca do miejsca trudnym, szczególnie, że spaceruje się plażą, albo deptakiem obok plaży w pełnym słońcu.

Miałem jedną ofertę pracy jak PR (jest kilka rodzajów PRa, ten to był akurat najgorszy jaki mógł być, bo naganianie ludzi na piwo i shota czegoś co przypomina tylko objętością mocny alkohol). Tak więc gdy nadszedł ten piękny dzień, aby pójść do tej pracy, poczułem jedną wielką niechęć do tej pracy. Wyobrażałem sobie siebie krzyczącego do ludzi, że tutaj będzie najlepsze picie i najlepsza impreza, wiedząc, że wszędzie jest taka sama. Na porażka do kwadratu. Więc zdecydowałem, że oddam tą miejscówkę Radkowi, bo on bardzo potrzebował kasy. Niestety na miejscu okazało się, że mają zbyt dużo ludzi na próbę i mogę przyjść za kilka dni. :) Odetchnąłem, bo nie musiałem pracować tego dnia i jednocześnie miałem nadal możliwość złapania pracy w tym miejscu.

Kilka dni później poszliśmy na plażę rzucać sobie butlami :) oczywiście Mr Mijagi cisnąć jak wściekły, a ja podpatrywałem co fajniejsze i prostsze układy. Pod koniec naszego rzucania podszedł koleś który zainteresował się tym i po chwili rozmowy zaproponował nam pracę jako PR. Tym razem jest to dobry PR, bo sprzedajemy (nielegalnie) wejściówki do największych klubów na Ibizie. Całkiem dobra opcja. Normalnie np. w niedzielę jest otwarcie Space Club na imprezę którą trzeba wywalić 65 euro jak kupi się wcześniej bilet, a 70 w klubie w dniu imprezy. My sprzedajemy za 80 euro wejściówkę z pre party w jednym z klubów w San Antonio z darmowym drinem i dwoma shotami, później przejazd podstawionym busem na Playa D'en Bossa, tam impreza w klubie z open barem przez 2h i później wjazd do Space. Tak więc dobra oferta.

Dzisiaj zaczęliśmy to próbować sprzedawać. Nie idzie nam super extra, bo na obecną chwilę jest tutaj 50/50 pracowników/turystów. Ciężko idzie, ale staramy się cisnąć na maxa. Będę przynajmniej ładnie opalony, bo staram się chodzić bez koszulki :) Po drodze, gdy szukałem kogoś do kupna wjazdu do Space, wszedłem do BayBar'u, który leży na plaży :D W niedzielę mam dzień próbny na godzinę. Mam nadzieję, że się spiszę, że mnie przyjmą. Pocisnę jutro Daniela aby pokazał mi kilka fajnych opcji z cocktailami, abym miałem duże przygotowanie, bo warto dostać tą pracę. Wtedy miałbym dwie.

W poniedziałek też jadę z Tristanem, Benem i ich koleżankami na wycieczkę, w jakieś mistyczne miejsce, tam zjemy sobie jakiś lunch i mamy zamiar skakać z klifów do wody :D No już wyobrażam sobie jak to będzie skoczyć ze skały wprost do błękitnej wody. No kurza twarz, to jedno z moich marzeń, aby skoczyć z takiej skały. To musi być uczucie :) Fotki będą pierwszej klasy. !! No i samo towarzystwo Tristana i Bena jest ciekawe. :)

Dzisiejszy dzień można zaliczyć do udanych. Zaraz jeszcze raz wybijam z Radkiem na sprzedawanie ticketów. Może nam się bardziej poszczęści. W sumie to ten weekend ma być najbardziej ruchliwym przez jakiś czas, bo otwiera się kila klubów. Ponoć bilet lotniczy na ten weekend kosztuje 400 euro...więc można się domyśleć jaki będzie natłok ludzi. Obok są fotki widoku z naszego tarasu o zachodzie słońca, a druga fotka, to poranne wskazanie temperatury na głównej ulicy w San Antonio. Ciekawe jest to, że tutaj ludzie żyją zupełnie innym trybem. Każdy się zatrzymuje aby przepuścić człowieka, każdy jest uprzejmy i każdy chce pomóc. Generalnie każdy kto tutaj przyjeżdża przejmuje chyba ducha wyspy i robi tak samo. Szczególnie, że tutaj nikt się nie spieszy bo są na wakacjach :) Ja natomiast robię na autochtona i spokojnie mogę powiedzieć, że chyba tak jeszcze nigdy w życiu nie byłem opalony, a to dopiero początek wyprawy. Przede mną jeszcze ok 4 miesięcy :p Będę opalony na brąz przez duże Z.




Btw. Praca PR'a taka jaką my wykonujemy jest nielegalna i jak nas policja złapie możemy zapłacić 500 euro kary. Za 3 takie złapania grozi nam deportacja do Polski :p tak więc trzeba uważać :p :p ale to przecież Ibiza. Kto by się przejmował takimi niegroźnymi rzeczami jak sprzedawanie biletów. :) :)


btw. 2: jak coś jest napisane kursywą, to jest to wypowiedź któregoś z chłopaków, bo chcą od czasu do czasu dołączyć się do pisania bloga. :)

niedziela, 15 maja 2011

Ibiza: realia

No właśnie, już jesteśmy tutaj 4 dni, niby dużo niby mało. Udało nam się kilka rzeczy pozałatwiać, ale i tak wciąż mam takie głupie uczucie, że coś jeszcze mi wisi nad głową.

Została nam praca do znalezienia. Chodziliśmy po klubach, ale na obecną chwilę wszędzie jest full, nie potrzebują nikogo. Jest to spowodowane mega początkiem sezonu. Ludzie jeszcze się nie pozjeżdżali na wyspę więc nie szukają nikogo do pracy. Nie mają takiej potrzeby (przynajmniej tak sobie to tłumaczę :D)

Uspakajające jest oczywiście to, że wszyscy powtarzają mi w koło (autochtoni), że sezon ma się dopiero zacząć, nie ma co się spinać a pracę na bank znajdę. No ale ja już tak mam, że jak nie mam dopływu takiej kasy, że mi starcza na dostatnie życie, a w przypadku wyjazdu zarobkowego - odkładania kasy, to się źle czuję i nie potrafię przestać o tym myśleć.

W piątek poszliśmy rozejrzeć się po okolicy, zobaczyć jak to wygląda z klubami, ile jest ludzi i ogólnie co czym się je. Poszliśmy na niedaleki West End. Wyobraźcie sobie, że jest to miejsce gdzie macie tak samo malutkie alejki jak na przykład w Madrycie, a jednocześnie są zawalone ludźmi całkiem mocno. Pachnie wszędzie dość ładnie, wszyscy są uśmiechnięci...jeden problem polega na tym, że w większości są to naganiacze...To ludzie pracujący dla klubów jako PR's (tak się to tutaj nazywa). Naganiają ludzi do klubów. Niektórzy lepiej niektórzy gorzej. Proponują mega super oferty które już nigdy więcej się nie powtórzą, a teraz ja mam szansę z niej skorzystać. Jeden gości tak zaprawiał, że przekonał nas do wejścia do klubu. Zaoferował nam za 10E trzy piwa i 3 shoty. No niestety shoty były mega kiepawe, bo na moje kubki smakowe był to po prostu sok jabłkowy ze splashem vódki. Piwa oczywiście małe :p no ale wiem juz jak to działa na własnym przykładzie.


 

My barmani z Polski lubujemy się w treningach, a w związku z tym, ze jak wspominałem jesteśmy barmanami, dodatkowo z Polski, rzucamy butelkami jednocześnie trenując dyspcyplinę barmańską popularnie nazywaną Flair. Posiadanie jako rodaka 5 krotnego mistrza świata w tej dziedzinie do czegoś zobowiązuje. Dlatego też korzystając z uroków Ibizy, to znaczy słońca, plaży i uroków pięknych "widzek: gdziekolwiek nie jesteśmy, mamy ze sobą butelki i shakery żeby nie wypadać z formy. Dlatego też dzisiaj ćwiczyliśmy radośnie na plaży w San Antonio. Podczas naszego treningu zawitał do nas pewien Anglik, choć bardziej uważni dostrzegą w nim Piccachu. Osobnik ten zaatakował z nienacka i nalegał, ażebym pokazał mu jakieś sztuczki, początkowo nie wiedziałem czy robi sobie przysłowiowe jaja, czy na prawdę chce się czegoś nauczyć. Finalnie pokazaliśmy mu kilka numerów, szło mu całkiem nieźle ale jego koledzy, (również pokemony) zaczęli się oddalać, tym samym wzywając go do pokebolla, oddalił się przerywając naukę. Dla potwierdzenia mych słów zamieszczamy zdjęcia owego osobnika. 



Przez ostatnie dwa dni mieliśmy wypożyczony samochód. Dość wygodna sprawa w przewożeniu bagażu, ale zupełnie nieprzydatna do jazdy po mieście. Większość uliczek tutaj to jednokierunkowe małe alejki, w każdą trzeba się wepchnąć idealne. Jedzie się ok 30km/h, jednak jest coś fajnego w tym, że po pewnym czasie poczułem się dość pewnie w mieście, wiedziałem jak gdzie dojechać i pozostawiło to miły smaczek po sobie. Wiem, że będę chciał jeszcze wypożyczyć skutasa, ale to już jak będę zarabiał kasiorkę, więc spokojnie. W sumie to może trzeba będzie dojeżdżać do Amnesi albo Pacha poza miastem :) ale byłbym zadowolony :) Trzeba jakoś jutro tam polecieć i zostawić swoją cv'kę :)

Dzisiaj pogoda jest średnia, pada deszcz i nie ma co robić, więc pewnie się pouczę czegoś sensownego a wieczorem idziemy na jakiś obiadek do klubu który znajduje się tuż obok klubu który od kilku lat chicałem odwiedzić...nazywa sie Cafe Del Mar!!! Moim zdaniem jeden z fajniejszych klubów pod względem klimatu :) W środku jest przepiękny, nie wiem tylko jak tam się pracuje i czy dostaje się jakieś fajne tipy, ale jak będzie można tam pracować to na bank będę. To dopiero będzie opcja: dobrych  kilka lat temu dostałem płytę Cafe Del Mar, spodobała mi się nieziemsko, zapytałem skąd jest ta płyta, kumpel opowiedział mi o takim klubie na Ibizie który nazywa się właśnie tak, po czym mam szansę w nim pracować, kwestia determinacji :)

Ibiza pierwszy dzień


Kilka pierwszych dni.

Decyzja aby pojechać na Ibizę zapadła! Po drodze mieliśmy kilka dziwnych akcji...

Pierwsza zaczęła się o 5 rano na lotnisku w Warszawie. Daniel aka Mijagi oznajmił nam, że nie wiedział, że trzeba się zarejestrować online dla Ryanaira...LOL, tak więc szybko komóra w rękę i rejestracja odbyła się jeszcze na lotnisku, kilka minut przed zamknięciem możliwej rezerwacji. Było obsranie dupy, ale się udało. Problem był tylko aby wafel nie zapłacił 40 eurosów za wydrukowanie tego przez naziemną stuardessę :/ Spięcie dupska było oporowe. Mieliśmy wg planu tylko dwie godziny na przesiadkę w Holandii, a podczas lotu kapitan miło i rzeczowo oznajmił nam, że na lotnisku docelowym jest mgła która ogranicza widoczność do 75m a do lądowania potrzebne jest 1500m.... tak więc poczekamy chwilkę w powietrzu, a jak nie poprawi się pogoda to polecimy na lotnisko zapasowe w Niemczech....O_o. Generalnie już byliśmy podwójnie zesrani. Bo nie dość że jest ryzyko zapłacenia za wydrukowanie biletu 40E to jeszcze trzeba było liczyć się z tym, że nie uda nam się do niego wsiąść...
Piwko na pokładzie samolotu chyba dobrze wpłynęło na los i udało nam się wylądować i jeszcze mieliśmy chwilkę czasu na szukanie drukarki...Porażka. Generalnie wszystko było zepsute i nikt się nie dał przekupić nawet za kawę aby druknąć ten bilet który mieliśmy już na mailach.
Sama Ibiza jest naprawdę wypasiona. Woda otacza wszystko, wiaterek dmucha, jest ciepło, czysto i słońce śmieci non stop. Nawet w nocy czuć słońce.
Największe problemy jak na razie są z tym numerem NIE, ale jak zauważyłem jest to tylko iluzoryczne, wystarczyło stanąć w kolejce i dostać kwitek, że trzeba przyjść za miesiąc po odbiór dokumentów a szukając pracy mówi się, że wszystko jest w toku. No generalnie ważna sprawa jest aby założyć też konto bankowe. To jest dziwne, ale aby mieć pracę muszę mieć konto bankowe, aby mieć konto bankowe, muszę mieć NIE, aby mieć nie muszę czekać miesiąc, więc poprzez prostą implikację, pracę będę miał za miesiąc...LOL hahaha. No generalnie zastanawiam się jak to jest, że rozkminiamy każdą kurwa ewentualność czy się zesrać czy nie, czy założyć w czerwonym banku, czy w niebieskim, no KURWA. Nie zastanawiać się tylko działać, jak na razie więcej czasu tracimy na rozkminianiu co, kiedy i jak zamiast to robić. Może to jest moja akcja, ale ja wolę działać.


Wczoraj w końcu znaleźliśmy jakieś miejsce do zatrzymania się. Generalnie całkiem spoko mieszkanie. PONOĆ taniej się już nie da. Będziemy płacić 1200 euro za mieszkanie za miesiąc, na cztery osoby. Jest więc całkiem spoko, bo wychodzi 10 euro za dzień na osobę. 

Generalnie San Antonio to miasto które już teraz żyje pełną gębą. Ludzie się tam bawią od 21 do 6 rano. Tak mi powiedział jakiś Irlandczyk, którego spotkaliśmy pod pubem w którym szukaliśmy wszystkich danych hoteli.

wtorek, 22 marca 2011

Polityka

Już jakiś czas siedzę w PeLenie czyli naszej kochanej Polsce.


Dzisiaj zobaczyłem niezły filmik z okazji zbliżających się wyborów parlamentarnych. Jarek Kaczyński miał przyjemność zrobić zakupy w sklepiku osiedlowym aby udowodnić obecnemu rządowi, że jest nieefektywny i ceny skoczyły dwukrotnie od czasu objęcia rządu przez Tuska.

Kurcze, nie znam się na polityce. Może i ma racje, może i nie ma. w sumie to jakoś tego nie śledziłem, ale gdy patrzę na tego człowieka, który pyta się o wszystko: "chleb krojony czy zwykły?", "co jeszcze mam kupić?" czyli jego akcja atakująca (jak zwykle atakująca) przeciwnika, nawet nie jest dobrze przeprowadzona. Oglądając ten poruszający filmik, miałem poczucie, że to stary dziadzio, który nie wie za bardzo co ma kupić/zrobić. Za niego podejmują decyzje ludzie z obstawy (medialnej i fizycznej). Na początku tego miłego filmu słychać nawoływania każdego z dziennikarzy w którą stronę ma iść JK.

Na prawdę coś pięknego. Aż mi się śmiać chciało. Ja nie chcę aby moim krajem w jakimkolwiek stopniu kierował człowiek który jest bardziej nieudolny niż mój już nieżyjący dziadek.

Szkoda człowieka na takie stanowisko. Przecież on powinien zacząć od kursu asertywności i może delikatny kurs survivalu u Pałkiewicza...

Nie mówię oczywiście, że Polską ma rządzić macho, ale odrobina zdecydowania przydałaby się temu człowieczkowi.
KaczyRamb


Śmieszną odmianą tego wszystkiego co powyżej jest film o polskiej Angelinie Jolie, czyli sesja zdjęciowa do CKM Agnieszki Orzechowskiej. http://facet.onet.pl/kobiety/pikantna-sesja-polskiej-angeliny-jolie,1,4213432,artykul.html

Zastanawiam się ile będzie jeszcze Angelin Jolie na naszym rynku. Ani ona podobna do AJ, ani charakterem nie podobna (wyjątkowo głupio wystąpiła w tym filmiku, aż zastanawiam się czy jej kazali tak to powiedzieć), ani cokolwiek innego poza kolorem włosów i tym, że też ma cycki.

Wydaje mi się, że jest to swego rodzaju podobieństwo dwóch. Kaczyński to Rambo, który zwycięży niezwyciężalne i zagwarantuje nam więcej Smoleńska i rozmowy o Smoleńsku i Smoleńsk, Smoleńsk, Smoleńsk

A ta gwiazdeczka to Angelina Jolie, która niedługo będzie grała w najbardziej kasiastych filmach świata. (jeśli nie zniknie na zawsze po tej sesji w CKM...)

O