czwartek, 29 listopada 2012

Pospolite niechciejstwo

Dzisiaj mi się zwyczajnie nie chce. Pełny entuzjazmu, że dzisiaj zaczynam uczyć się Meteo, przyjechałem do pracy. Na wstępie posypał się plan....brak mleka...kawa musi być czarna. tfuj. Piję bo muszę, ale z chęcią zmieniłbym ten stan. Jednak, aby dopełnić nieszczęścia i niechciejstwa, zapomniałem dziś portfela, więc nie mogę kupić białego zabielacza, aby kawa była mała biała a nie mała czarna. No nic.

Nawet za bardzo mi się nie chce pisać...robię to, bo wiem, że nic innego mi się nie chce...ja chcę już jutro 15:50 :) albo najlepiej sobotę 12:00 - bo wtedy wzbijemy się w przestworza.... :)

Podobno pogoda ma być super extra własnie na weekend. Sucho, słonecznie i ogólnie prawie jak w Afryce, tylko zimno, ale komu by to przeszkadzało :D yeaaah!


sobota, 24 listopada 2012

Egzaminy ATPL(A) cz. 2

Jedna sesja. Wiele egzaminów. Niestety nie tylko same passy :/. Uczyłem się do 6 (sześciu) examów w tej sesji, czy raczej aby zdać je w tej sesji. Na szczęście kolejne podejścia są już na większym luzie. Wczoraj postanowiłem zdać General Navigation oraz Radio Navigation. Byłem pewny swojej wiedzy z zakresu Nawigacji Ogólnej, jednak wynik z testów próbnych na poziomie 75,009% do czegoś zobowiązuje :p można walić jak w dym. :) Nie byłem jednak przekonany co do Radio Nawigacji, miałem o tym jakieś pojęcie, ale czy to wystarcza? Potwierdzeniem mogłaby być rozmowa z Kasią:
- Kurcze, nie wiem czy wystarczająco dużo umiem z Radio Nawigacji- wtrąciłem w przeddzień egzaminu.
- yhm...- zasygnalizowała przetworzenie bodźca dźwiękowego podnosząc głowę z nad nowej białej książki kucharskiej.


I tak właśnie potwierdziłem co już wiedziałem. 



Na samym egzaminie byłem super spokojny. Przecież poprzedniego dnia rozmawiałem z Kubą K z forum, który powiedział, że on to w sumie się dziwi, jak ludzie jęczą że 120 minut ledwo wystarcza na zaliczenie GenNav, a on pchnął swój exam w ~55 minut.



Więc ja wchodzę na pewniaka. Pełny luz, kilka razy przeciągnąłem się i jadę z pytaniami. Stykam się ze standardem, czyli ok 10-15% pytań zupełnie nowych oraz reszta znana z wielu godzin spędzonych na aviationexams.com. Na luziku obliczam wszystko, choć powstają pewne problemy, kiedy porównuję czas który mi został z liczbą pytań do końca. Jestem przekonany, że ktoś specjalnie mi dobrał tak pytania, abym miał same obliczenia i zero pytań z teorii. Nie uwierzycie pewnie jak powiem, że z szybkości wykonywania zadań na poziomie low/medium wskoczyłem na ultra fast! 10 pytań w 5 minut. I nie to, że jakieś krótkie pytanka w stylu: ile czasu zajmie Ci pokonanie dystansu 200NM z prędkoscią 100kts? tylko pytania z obliczaniem True Altitude ze wszystkimi zmiennymi możliwymi do wzięcia pod uwagę.



Ostatnie dwa pytania chyba do połowy przeliczyłem, dodałem zdrowy rozsądek i wdusiłem lewy klawisz mokrej już od klikania myszy w odpowiedź "C". Przyznaję się, że nie wiedziałem czego się spodziewać. Obliczanie wyników trwało jakieś 10 sekund, które wg. Prawa Murphiego dla mnie trwały 10 minut na wstrzymanym oddechu....Egzamin zaliczony na 81,95%. Fajnie :) choć ledwo co. Czas już mi mrygał na czerwono...



Do Radio Nawigacji podszedłem już zupełnie wyluzowany, bo zjadłem Snicers'a. Pomyślałem, że skoro to ostatni dzień sesji, to mogę spróbować zaliczyć egzamin z wiedzą która dysponuję na ten moment. 

Niestety zetknąłem się z kilkoma pojęciami, których zupełnie nie kojarzyłem, więc czułem, że jestem skazany na niezal... Tak też się stało, choć wierzyłem w swoje szanse do samego końca. 


Następnym razem się poprawie! :)



Na koniec dnia spotkaliśmy się w LoLku na Polach Mokotowskich w kilka osób. W sumie zgromadziło się z 10 osób. Przesympatycznie było spotkać np Kamila Dusina, którego nie widziałem baaardzo dużo czasu, a dobrze mi się kojarzy z pobytem na moim pierwszym szkoleniu lotniczym w Benton. 

Jednak niesamowicie utkwiły mi w pamięci słowa Petera Lipińskiego: "wiesz, ja mogę latać dużo, bo ja na prawdę lubię latać." Kiedy słyszy się to z ust człowieka, który zęby zjadł na nie jednej maszynie i ma kilka tysięcy godzin, ma się pełne zaufanie, że w nim siedzi pasja pełną parą!

środa, 14 listopada 2012

egzaminy ATPL(A)

Pobudka. Kawa. iPad. Wszystko z czym miałem problem stanęło przed oczami. Taką funkcją dysponuje AE program. Nie ma litości. Zawsze lubię być pewny, że podchodząc do egzaminu umiem go na tyle dobrze, że zdanie jest czystą formalnością. Jednak stresik zawsze jest. Ostatnie podejście miałem kilka lat temu, zanim zaczęły się te wszystkie okoliczności odciągające mnie od nauki i lotnictwa. Nic to! Teraz spina na maxa.

-Dzień dobry, czy tutaj mogę się zarejestrować?- powiedziałem do miłego, uśmiechniętego grubaska w ULCu.
- Pan pierwszy raz? - odczytał z mojego czoła.
-No nie zupełnie, już kiedyś zdawałem, ale w innym budynku jeszcze - pomyślałem, że tak obejdę podchwytliwe pytanie.
-yHm.- przyjął - w takim razie na ścianie ma Pan regulamin, polecam też przeglądnąć wszystkie pytania w poszukiwaniu załączników, które będą potrzebne do odpowiedzenia na pytanie, bo później często brakuje czasu. My je wydrukujemy i będzie miał Pan materiały na biurku. Nie polecam ściągać bo od razu unieważnia się wszystkie testy. A co będzie Pan zdawał?
- Prawo między innymi...

no i tak dowiedziałem się wszystkiego czego mógłbym się dowiedzieć. Dostałem kluczyk, usiadłem na kanapie strachu, gdzie każdy obecny i przyszły pilot choc odrobinę czuje, że jego zbroja jest obsrana od góry do dołu. Szybkie przewertowanie pytań i z pulsującym biciem serca wszedłem do sali z komami.

Pierwsze Prawo. Trochę w myśleniu przeszkadzało mi bicie serca. Głęboki oddech i już lepiej. Stres jest na poziomie wyznaczonym przez Yerkesa-Dodsona, czyli optymalny i najbardziej skuteczny. Zaczynam klikać i pach. zdane. Za ciosem łatwa komunikacja IFR. pach - zdane. Później z rozpędu komunkacja VFR. zdane tak samo łatwo. Po ponad godzinie siedzenia w sali wyszedłem na chwilkę, zjeść coś i dostarczyć cukru mózgowi.

Ostatnie Systems/Powerplants/ Airframe: łatwy poza wszystkimi bateriami, rezystorami i prawem Ohma. Było więcej pytań z puli nigdy nie widzianych przeze mnie, ale jakoś sie udało.

4 examy zaliczone. Teraz powrót do nauki. Za tydzień General Navigation, Radio Navigation i może coś jeszcze jak się uda. :)

czwartek, 8 listopada 2012

Nostryfikacja FAA cz. 1

Tak, dzisiaj zacznę pisać dokładnie jak wygląda nostryfikacja licencji, które zdobyłem w USA.

Na początku tej drogi może wydawać się to bardzo skomplikowane. Teraz, gdy już wszystko wiem, też wydaje się to być skomplikowanym. Tytułem wstępu (w sumie to nie za bardzo wiem dlaczego się tak pisze) chciałbym powiedzieć o teorii całego procesu.

Posiadając licencje CPL IR ME, należy w Polszy naszej kochanej (jeśli chcemy robić to w PL) najpierw stoczyć batelię z teoretyczną częścią potwora. Jest to w sumie taki trochę mały, kulkowaty, włochaty stwór który jest nawet przyjemny, bo wykłady są ciekawe, wiedza sama w sobie, gdy się jej słucha, tez jest ciekawa. Oczywiście słuchanie i notowanie to jedno a zdawanie egzaminów to drugie. Należy w PL pokryć całą wiedzę licencji zdobytych w innym kraju. Czyli CPL IR. z tego co wiem, to nie ma examów do Muliti. Szczerze mówiąc, to nawet za bardzo się tym nie interesowałem, bo cały materiał mieści się w teorii do ATPL(A).
Po kursie albo najlepiej w trakcie, należy ryć oporowo. Wryć do głowy wszystko co potrzebne do zdania examinu. Pójść, zdać i cieszyć się, że można od tej pory znowu pić i bawić się samolocikami :)

Ja miałem dość specyficzną sytuację i dlatego opiszę ją tutaj dla potomnych :) Examin ATPL ma pewne obostrzenia. Należy w 4 sittings (chyba posiedzenia)  zaliczyć dany przedmiot. Można podejść do 6 sesji max, trzeba mieć 75% wynik oraz nie można przekroczyć 18 miesięcy od pierwszej sesji. Dość proste. Mi się jednak zdarzyło, że podszedłem do jednej sesji w której nie zaliczyłem jednego przedmiotu jednym procentem i wyleciałem na dłuuuugo z Polski. Skutek? Przekroczenie limitu 18 miesięcy. No i tutaj zaczyna się wolna amerykanka w której jesli nie pomyślisz to zapłacisz.

Dowiedziałem się, że jeśli mam niezaliczoną sesję muszę się przeszkolic czy raczej doszkolić z zakresu... no właśnie, tutaj przepisy nie mówią dokładnie z czego. Pani w ULC powiedziała najpierw, że ze wszystkiego. Po mojej ostrej reakcji kolega powiedział Pani przez telefon, że tylko z tego co nie zaliczyłem. GoldWings chciało zerżnąć ze mnie kasę i policzyli mi jakąś horendalną sumę 150zł za godzinę doszkolenia, no ale oczywiście wg. nich musiałem doszkolić się ze wszystkiego. Ventum Air podszedł do tematu trochę łagodniej, ale też chcieli naładować sobie na mnie kasę i po wizycie dowiedziałem się, że najpierw muszę zdać wew. egzamin, wszystko co zalicze poniżej 75% muszę powtórzyć/doszkolić się...4 godziny ground schoola kosztują 500zł, wniosek do ULC, o indywidualnym trybie nauczania 700zł!!! (to juz jest naciąganie na maxa). Wszędzie można powiedzieć, że chcieli sobie na mnie nabić kieszeń.!
Postanowiłem, że w końcu przestanę słuchać wszystkich dookoła i przeczytam JARy sam. Okazało się, że przepisy nie mówią nic o tym jak ma wyglądać doszkolenie i z jakiego ma to być zakresu. NIC nie ma napisane o egzaminach wewnętrznych, o tym, że np doszkolenie jest regulowane przez szkołę. Zwyczajnie nic. Może oczywiście istnieje inny przepis, który mówi inaczej, ale oparłem się o źródło dzięki podpowiedzi dobrego człowieka Łukasza D.
Z taką informacją zadzwoniłem do osrodka w którym robiłem swoje szkolenie ATPL(A) i przeszkoliłem się w ciągu 10 dni, za 250zł. Wszystko pięknie, zgodne z przepisami, bez chęci nabijania w butelkę.

Pytanie zasadnicze: gdzie pójdzie klient, który chce wydać 15 tyś złotych na nostryfikacje? Tam, gdzie nie chcieli mnie oszukać....

Tym samym zapisałem się na sesję egzaminacyjną w ULC :)

Później napiszę o wznawianiu się i licencji :)

wtorek, 30 października 2012

Dziwne zjawiska

Witam wszystkich fellow Pilots :)

Przyszedł do mnie ostatnio znajomy, który wciąż męczył mnie, abym obejrzał jakiś filmik o Billym Meierze. Nie wiem dlaczego ale kiedy słyszę słow UFO to mnie od razu odrzuca i traktuję rozmówcę stereotypowo i z bardzo dużą rezerwą. Nie mniej jednak jakoś tak wyszło, że kilka dni temu obejrzałem w towarzystwie moich przyjaciół film, który miał jedno przesłanie. Jest dużo dowodów na ziemi, które nie pozwalają nam wykluczać, że jest we wszechświecie jakaś inna forma życia. W to akurat zupełnie wierzę, bo przecież biorąc pod uwagę tylko statystykę, to niemożliwe, aby pośród miliardów planet we wszechświecie nie było życia. 

Usłyszałem, kiedyś bardzo ciekawe obrazowe przedstawienie ogromu wszechświata. Wystarczy sobie wyobrazić, ilość ziarenek piasku kiedy nabierzemy go w dwie dłonie. Jest tam kilka milionów ziarenek. Dużo...co? To planet we wszechświecie jest więcej niż ziarenek piasku na całej kuli ziemskiej....tego się już nie da wyobrazić, prawda? Nie wierzę, że nie ma drugiej takiej planety jak nasza, albo takiej na której nie potrzeba tlenu i wszystkiego tego co jest nam niezbędne do życia. 

Chciałbym więc poprosić Was pilotów o pomoc w obalenie teorii o wizytach jakichś form życia z poza naszego układu słonecznego. Powiedzcie mi co Waszym zdaniem wprawia w ruch tą rzecz która jest widoczna na filmie: 

Jestem szalenie ciekaw Waszego zdania. Każdy/a z Was wznosi się w powietrze. Każdy/a z Was jednak kocha być bliżej nieba niż ziemii. Jakieś pomysły?

piątek, 26 października 2012

Cholerna nauka

Chryste! Ile tego jest! Wciąż uczę się do ATPLa. Przerywane było to nauką do obrony pracy magisterskiej. Nie wiem jak Wy macie jak się czegoś uczycie, ale dla mnie perspektywa tego co mogę osiągnąć jak już się tego nauczę jest super motywująca. 

Nigdy nie miałem aż takiego styku z geometrią czy fizyką, a tutaj ponownie spotykam się z tymi zagadnieniami. Kiedyś jak byłem dzieciakiem marzącym o lataniu na Fighterach, usłyszałem że aby zostać pilotem trzeba być super orłem z matmy, fizyki i bóg wie czego jeszscze. Ja nie byłem jakoś super dobry z przedmiotów ścisłych, więc jakoś wewnętrznie opadła ze mnie motywacja dzieciaka, a później nastolatka aby kontynuować temat. Na szczęście okazuje się, że da się wszystkiego nauczyć. Mimo, że jest cieżko i czasami nie rozumiem nic, testy próbne zaliczam na poniżej 75% to brnę bo wiem, że to jest zajawka!!

Niedługo polatam sobie z Piotrkiem Lipińskim! To jest dopiero fun. O Piotrku słyszałem już jak decydowałem się na pierwsze kroki w aviacji. Mój wyjazd do Benton kilka lat temu okazał się powtórzeniem jego decyzji. Takich ludzi powinno być więcej jak on. Jest wiecznie zajarany i uśmiechnięty kiedy siedzi w samolocie. To tak jakby Keith Richards był na wysięgnięcie ręki młodego nieopierzonego zajarańca gry na gitarze. Tak więc na dniach zrobimy sobie BFR czyli Biannual Flight Review, czyli pierwszy krok praktyczny ku nostryfikacji licencji amerykańskich na JAA :)

fly your dream!!!

czwartek, 6 września 2012

Powrót!


Po bardzo długiej przerwie wracam do świata awiacji. Mój brak aktywności wiązał się z różnymi prywatnymi sprawami. Teraz rozumiem, jak mówi się, że do licencji dochodzi się przez kilka lat. Jest to tak bardzo angażujący czas, że nie może być w tym momencie nic innego „na głowie”, aby myśleć o szybkim sukcesie i zdanych examinach.
Po zakończonym treningu instruktorskim w USA, wziąłem się za naukę ATPLa dopiero 2 miesiące temu. Przyznaje szczerze, że jest to ciężki czas. Nie ma na nic czasu, wszystko jest podporządkowane nauce. Nawet pracę sobie znalazłem taką, aby móc się uczyć (pracuję może 10% czasu pracy, resztę spędzam przed aviationexam.com). W momentach, gdy brakuje mi motywacji, czytam bloga Allovera, oglądam filmy z lotów, słucham ATC i wszystko co tylko mi się kojarzy z przyjemnym i porównywalnym do narkotyku lataniem. Ostatnio wraz ze znajomą zastanawiamy się jak bardzo takie odizolowanie od życia społecznego sprawi, że będziemy niczym Tarzan w mieście. Ja już kilka tygodni temu miałem problem z nawiązaniem normalnej rozmowy z ludźmi z którymi miałem iść na imprezę, bo w głowie miałem tylko takie słowa jak: „sinus trzystopniowej ścieżki schodzenia …” „track guidance ILS jest przechwytywany na wysokości….” W myślach nawet nie miałem estetycznego problemu z używaniem Ponglish. Gorzej było jak musiałem zamienić kilka zdań z ludźmi…Dobrze się złożyło, że sami nawiązali do lotnictwa bo ułatwiło nam to zapoznanie się :P
Ciekaw jestem czy każdy kto choć raz latał i zaraził się awiacją, patrzy w niebo za każdym razem jak słyszy dźwięk silnika samolotu? Właśnie za oknem przelatuje helikopter…wyobraźcie sobie jak wyglądam kiedy w cichym biurze, zrywam się z fotela aby spojrzeć na przelatującą maszynę…freak! A mi to pasuje J
Wracam do nauki 



Praca biurowa

Nigdy w życiu nie pracowałem w biurze. Kojarzy mi się taka praca z nudą, gorącem bijącym z peerelowskich grzejników albo zapoconymi ludźmi z którymi się współpracuje. Trafiłem ostatnio do firmy, której nazwy dla własnego i Waszego bezpieczeństwa wymieniać nie będę. Przyznaję szczerze, że jest to dla mnie hard-kore (tak, tak, przez K, bo inaczej tego się nie da wyrazić).

Przychodzę codziennie do pracy ( już od 3 dni), gdzie moim jedynym zajęciem jest przepisanie bazgrołów szefa do kompa, aby wysłać maila. Poza tym nic zupełnie nie robię. NIC!!! tak więc, w takich przypadkach zaczynam się uczyć. NIe rozumiem jak ludzie mogą siedzieć non stop na głupim kwejku, cracked, widelcu czy innym badziewiu.