niedziela, 15 maja 2011

Ibiza: realia

No właśnie, już jesteśmy tutaj 4 dni, niby dużo niby mało. Udało nam się kilka rzeczy pozałatwiać, ale i tak wciąż mam takie głupie uczucie, że coś jeszcze mi wisi nad głową.

Została nam praca do znalezienia. Chodziliśmy po klubach, ale na obecną chwilę wszędzie jest full, nie potrzebują nikogo. Jest to spowodowane mega początkiem sezonu. Ludzie jeszcze się nie pozjeżdżali na wyspę więc nie szukają nikogo do pracy. Nie mają takiej potrzeby (przynajmniej tak sobie to tłumaczę :D)

Uspakajające jest oczywiście to, że wszyscy powtarzają mi w koło (autochtoni), że sezon ma się dopiero zacząć, nie ma co się spinać a pracę na bank znajdę. No ale ja już tak mam, że jak nie mam dopływu takiej kasy, że mi starcza na dostatnie życie, a w przypadku wyjazdu zarobkowego - odkładania kasy, to się źle czuję i nie potrafię przestać o tym myśleć.

W piątek poszliśmy rozejrzeć się po okolicy, zobaczyć jak to wygląda z klubami, ile jest ludzi i ogólnie co czym się je. Poszliśmy na niedaleki West End. Wyobraźcie sobie, że jest to miejsce gdzie macie tak samo malutkie alejki jak na przykład w Madrycie, a jednocześnie są zawalone ludźmi całkiem mocno. Pachnie wszędzie dość ładnie, wszyscy są uśmiechnięci...jeden problem polega na tym, że w większości są to naganiacze...To ludzie pracujący dla klubów jako PR's (tak się to tutaj nazywa). Naganiają ludzi do klubów. Niektórzy lepiej niektórzy gorzej. Proponują mega super oferty które już nigdy więcej się nie powtórzą, a teraz ja mam szansę z niej skorzystać. Jeden gości tak zaprawiał, że przekonał nas do wejścia do klubu. Zaoferował nam za 10E trzy piwa i 3 shoty. No niestety shoty były mega kiepawe, bo na moje kubki smakowe był to po prostu sok jabłkowy ze splashem vódki. Piwa oczywiście małe :p no ale wiem juz jak to działa na własnym przykładzie.


 

My barmani z Polski lubujemy się w treningach, a w związku z tym, ze jak wspominałem jesteśmy barmanami, dodatkowo z Polski, rzucamy butelkami jednocześnie trenując dyspcyplinę barmańską popularnie nazywaną Flair. Posiadanie jako rodaka 5 krotnego mistrza świata w tej dziedzinie do czegoś zobowiązuje. Dlatego też korzystając z uroków Ibizy, to znaczy słońca, plaży i uroków pięknych "widzek: gdziekolwiek nie jesteśmy, mamy ze sobą butelki i shakery żeby nie wypadać z formy. Dlatego też dzisiaj ćwiczyliśmy radośnie na plaży w San Antonio. Podczas naszego treningu zawitał do nas pewien Anglik, choć bardziej uważni dostrzegą w nim Piccachu. Osobnik ten zaatakował z nienacka i nalegał, ażebym pokazał mu jakieś sztuczki, początkowo nie wiedziałem czy robi sobie przysłowiowe jaja, czy na prawdę chce się czegoś nauczyć. Finalnie pokazaliśmy mu kilka numerów, szło mu całkiem nieźle ale jego koledzy, (również pokemony) zaczęli się oddalać, tym samym wzywając go do pokebolla, oddalił się przerywając naukę. Dla potwierdzenia mych słów zamieszczamy zdjęcia owego osobnika. 



Przez ostatnie dwa dni mieliśmy wypożyczony samochód. Dość wygodna sprawa w przewożeniu bagażu, ale zupełnie nieprzydatna do jazdy po mieście. Większość uliczek tutaj to jednokierunkowe małe alejki, w każdą trzeba się wepchnąć idealne. Jedzie się ok 30km/h, jednak jest coś fajnego w tym, że po pewnym czasie poczułem się dość pewnie w mieście, wiedziałem jak gdzie dojechać i pozostawiło to miły smaczek po sobie. Wiem, że będę chciał jeszcze wypożyczyć skutasa, ale to już jak będę zarabiał kasiorkę, więc spokojnie. W sumie to może trzeba będzie dojeżdżać do Amnesi albo Pacha poza miastem :) ale byłbym zadowolony :) Trzeba jakoś jutro tam polecieć i zostawić swoją cv'kę :)

Dzisiaj pogoda jest średnia, pada deszcz i nie ma co robić, więc pewnie się pouczę czegoś sensownego a wieczorem idziemy na jakiś obiadek do klubu który znajduje się tuż obok klubu który od kilku lat chicałem odwiedzić...nazywa sie Cafe Del Mar!!! Moim zdaniem jeden z fajniejszych klubów pod względem klimatu :) W środku jest przepiękny, nie wiem tylko jak tam się pracuje i czy dostaje się jakieś fajne tipy, ale jak będzie można tam pracować to na bank będę. To dopiero będzie opcja: dobrych  kilka lat temu dostałem płytę Cafe Del Mar, spodobała mi się nieziemsko, zapytałem skąd jest ta płyta, kumpel opowiedział mi o takim klubie na Ibizie który nazywa się właśnie tak, po czym mam szansę w nim pracować, kwestia determinacji :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz