środa, 12 maja 2010

Hej wszystkim.

Oto pierwszy wpis na moim blogu, gdzie będę opisywał jak mi się żyje w USA i jak robi się licencję lotniczą. Pamiętam, że ostatnim razem jak pisałem bloga to poznałem wiele ciekawych osób i kilka osób pochwaliło bloga, tak wiec chcialem kontynuować ten proceder :p

POwiem jaka jest moja historia lotnicza i dlaczego ponownie jestem w Stanach.

Dwa lata temu zacząłem robic w Polsce Private Pilot License. Skończyłem robić ją po 4 miesiącach i na koniec moich wakacji postanowiłem uderzyć do Benton, Kansas niedaleko Wichita. Tam spędziłem dość ciekawe chwile mojego zycia. Dość frustrujące bo instruktor (Herb Pello) jest neurotycznym, nieogarniętym typem. Jednocześnie jest jednym z lepszych lotników ever. Nie miałem okazji poznać kogoś z tak duża wiedzą.





Ogólnie powiem Wam wszystkim, że przetrzepali mi sakwę na lotnisku.... cokolwiek to dla was znaczy, dla mnie nie było przyjemne i podchodziło pod psychiczny gwałt :p

PO odebraniu bagażu chciałem się przepakować i wrzucić ciężkie rzeczy z plecaka do walizki. Tak więc wyjąłem whisky które kupiłem na wolnocłówce (Grant's) aby mieć lekko. Przebrałem się i ruszyłem dalej, szczęśliwy że mam lekko na plecach. Niestety mój uśmiech nie był tym samym dla mnie i customs officer. :p od razu wskazał na mnie palcem i zapytał się mnie skąd lecę... No i tak zaczęło się maglowanie i całe przeszukiwanie mojego bagażu. Wyjął każdą rzecz, powąchał wszystko co mógł. Zajrzał mi nawet do kosmetyczki, otwierał długopisy, wyjął wszystko z portfela. Wszystko!! takim oto miłym sposobem spędziłem 20 minut srając w gacie, że przypieprzy sie do jakiejś bzdury i nie przepuści mnie dalej. W sumie mógłby zatrzymać mnie i powiedzieć, że mogę sobie grzecznie spieprzać do Polski. Na szczęście tego nie zrobił....

Udało mi się w końcu wyjść z tej kontroli... Mój ziomek z Benton, który mnie zaprosił do Nashu -Ghafoor czekał na mnie na prawdę długo. Ale jak mnie zobaczył to szczerze się ucieszył i mnie uściskał. ### przypomnę, że Herbert Pello nie podał mi nawet ręki...O_o.... weirdo! POjechaliśmy coś zjeść i napić się. Piłem przepyszne piwo Blue Moon w pubie o nazwie Peddler's Daughter, który polecam każdemu. Oczywiście tam przebywający ludzie byli dla mnie mega sympatyczni. Poznałem dziewczynę Ghafoora - Rosinę, która jest równie extrawertyczna i łapiąca kontakt co Gaf. Bardzo miło mi się spędziło czas, mimo, że była to dla mnie już 4 rano, a dla mnich dopiero 22... Ogólnie ledwo widziałem na oczy i mój mózg pracował jak w smole.

Przyjechaliśmy do hotelu o 24, co dla mnie było już 6 rano... Mój biologiczny zegar właśnie zaczynał nowy dzień, kiedy ja powinienem wg regionu zasypiać... Tak wiec moje myśli nie mogły przestać kręcić się. Wciąż o czymś myślałem. Cieszyłem się, że przyleciałem, że mieszkam z Gafem w domku, że Mariot daje nam zajebiste warunki mieszkaniowe (śniadanie, obiad (moge pić piwo prawie bez limitu lub wino), basen, internet, obsługa hotelowa, środki do mycia się, zmywarka, koszykówka, tv, dwie siłownie - allincluded).

Nastepnego dnia pojechalem na lotnisku pogadac z moim instruktorem. Nazywa sie Ken, wazy pewnie grubo ponad setke, ale jest mega fajny. powiedzial mi ze bedzie dla mnie wymagajacy, ze zawsze jest cos do poprawienia, ale dla mnie to jest ok. Ja wole aby ktos byl dla mnie wymagajacy, bo wtedy wiecej sie naucze, a place za to aby zdobyc max umiejetnosci a nie tylko troszke, bo instruktorowi nie chce sie.
Obecnie stanelo na tym, ze bede robil tutaj Multi Engine Flight Instructor. Łatwiej to znać i łatwiej później dorobić tylko SE CPL (Single Engine Comercial Pilot License). Tak wiec jak na razie mam do poknonania kilka książek. Myśle, że nie powinno mi to zająć więcej niż tydzień do 10 dni. Nie chciałbym poświęcać więcej czasu na to.

Tak w sumie zakończył się mój drugi dzień w Stanach.

KOlejnego dnia, czyli dzisiaj załatwiałem wszystkie sprawy. Kupiłem lapka, założyłem konto bankowe (Bank of America)w którym dostałem od ręki kartę debetową :p Poćwiczyłem i zabrałem się za załatwianie reszty rzeczy. Ogólnie dzień spox, choć mało produktywny. Gaf pomaga mi na maxa i nie wiem jak mu się odwdzięczę, ale na prawdę mega mega mi pomaga. Jeśli będę dla niego pracował to będzie to dla mnie przyjemność. Wystarczy uczyć się od niego jak robić biznes i jak tylko bede miał zieloną kartę, mogę robić biznes... zajebiście.

Ok, jutro uploaduje filmy na videobloga, którego chyba będę umieszczał tutaj. A dzisiaj zamieszczę kilka fotek :P








Greenland :-)


































spojrzenie z mojego okna.





















a to mój domek w którym zostaję :-)

ja mieszkam po środku na górze. W tym samym domku chyba są jeszcze 4 mieszkania.

3 komentarze:

  1. ooo dobrze Bartku, że napisales gdzie dokladnie mieszkasz.
    Zodiak będzie wpadal na imprezy! :D

    P.S. Bardzo przyjemny blog, na pewno będę często tu zaglądać :)
    Pozdrowienia z ponurej, deszczowej Warszawy.

    Aurii

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdybyś umiał pisać po polsku, a nie dodawał jakieś ekstra super angielszczyzny to byłoby to bardziej znośne. Albo piszesz po polsku albo po angielsku zdecyduj się... Bo to chyba jakaś wszechobecna i zarażająca choroba, że ludzie się nie potrafią wyrażać w jednym tylko języku.

    OdpowiedzUsuń
  3. hahahaha Witaj Iza. :p Nie musisz go czytać jeśli nie chcesz, nikt Cię do tego nie zmusza :p

    Auri: dawaj dawaj tutaj. Ja z chęcią przyjmę każdą duszę pod swój dach. Miło jest jak ktoś odwiedzi mnie na krańcu świata (no może nie kraniec, ale daleko)

    OdpowiedzUsuń