niedziela, 20 czerwca 2010

East Coast.

Przedwczoraj było tak gorąco, że postanowiłem po szkole pojechać od razu nad morze. Plusem New Hampshire jest to, że w zasięgu godziny jest morze, góry, lasy, jeziora, czyli taka mała Polska :D Wysłałem zaproszenia do każdej znanej mi osoby w USA czy chce ze mną pojechać. Większość miała coś do roboty, albo już gdzieś pojechali, na szczęście Chloe miała trochę czasu i pojechała ze mną. Nie dość że bez niej o wiele dłużej jechałbym samochodem, bo nie znam dokładnie miejsca gdzie najlepiej jest uderzyć, to jeszcze było wesoło. Jazda generalnie bardzo przyjemna, tutaj sporadycznie jest droga której w Polsce nie można byłoby nazwać autostradą. Cały czas dwu lub trzy pasmowa ulica, generalnie wygoda i prędkość, jednak nie wyobrażam sobie zgubić się. To jest to co w Polsce, że zawrócisz na następnym skrzyżowaniu albo skręcisz w następną uliczkę. Raz jechałem do jakiegoś sklepu i przegapiłem wyjazd z autostrady, następne miejsce gdzie mogłem zawrócić, było jakieś 6km dalej w innym stanie :p .

Samo wybrzeże takie średniawe. Nie ma wydm, trzeba płacić za parking (1$ za 40min) ulica przy plaży, zimna woda, za słona woda, bo to ocean a nie morze (przynajmniej tak mi się wydaje, że to jest powodem solniczki zamiast normalnej morskiej wody). Nie zmienia to faktu, że przyjemnie byłoby mieszkać sobie nad wodą. Przechodząc plażą zauważyłem, że było tam kilka domków położonych dosłownie 10m od wody, na prawdę sympatycznie.

Niewiele się tam opaliłem, bo była to godzina ok 17 więc słońce już raczej nie opalało. Natomiast przysmażyłem się wczoraj.... Nauka podczas opalania to najlepszy sposób na naukę i opalanie :) 90 minut w słońcu i głowa zamiast białej jest czerwona :p

Generalnie fajnie, bo poznaję tutaj dużo osób. Pozwala to jakoś radzić sobie z samotnością, można z kimś pogadać. W Kansas miałem może ze 3 osoby z którymi mogłem rozmawiać, tutaj poznaję co chwila kogoś ciekawego. Najlepsze jest to, że wszyscy tutaj są zaskoczeni, że przyleciałem do takiego miejsca jak Nashua. Więc nie muszę nic robić i tylko dlatego, bo jestem obcokrajowcem już mam +100 punktów do lubienia mnie i konwersacji. Ponoć tutaj jest tak, że jak w pubie rozmawia się z jakaś dziewczyną i podejdzie jej chłopak i dowie się, że jesteś Europejczykiem, to od razu wjeżdża mu to na psychikę i dopytuje się dziewczyny co w takim razie lepszego ma ten Europejczyk a czego nie ma on :D hahahaha. tak mi powiedział Szymon, który urodził się w Polsce, mieszkał 6 pierwszych lat i z rodziną przeprowadził się do NYC. Ponoć ma lekki akcent i miejscowi potrafią to wychwycić i też wiedzą, że nie urodził się tutaj. To jest na prawdę Ciekawe.!

Jednak generalnie muszę powiedzieć, że Polska stoi dość wysoko na skali dbania o sobie i rozwój osobisty. Miejsce gdzie mieszkam ponoć jest dość zacofane, ludzie nie dbają o to czy ich dzieci chodzą do szkoły, czy czytają książki, czy mają podstawową wiedzę o świecie. Myślę, że przekonanie o omnipotencji amrykanów zabija ich samych. I to nie jest tylko moje zdanie, ale są to słowa które słyszę od innych miejscowych o nich samych,,,,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz