piątek, 26 października 2012

Cholerna nauka

Chryste! Ile tego jest! Wciąż uczę się do ATPLa. Przerywane było to nauką do obrony pracy magisterskiej. Nie wiem jak Wy macie jak się czegoś uczycie, ale dla mnie perspektywa tego co mogę osiągnąć jak już się tego nauczę jest super motywująca. 

Nigdy nie miałem aż takiego styku z geometrią czy fizyką, a tutaj ponownie spotykam się z tymi zagadnieniami. Kiedyś jak byłem dzieciakiem marzącym o lataniu na Fighterach, usłyszałem że aby zostać pilotem trzeba być super orłem z matmy, fizyki i bóg wie czego jeszscze. Ja nie byłem jakoś super dobry z przedmiotów ścisłych, więc jakoś wewnętrznie opadła ze mnie motywacja dzieciaka, a później nastolatka aby kontynuować temat. Na szczęście okazuje się, że da się wszystkiego nauczyć. Mimo, że jest cieżko i czasami nie rozumiem nic, testy próbne zaliczam na poniżej 75% to brnę bo wiem, że to jest zajawka!!

Niedługo polatam sobie z Piotrkiem Lipińskim! To jest dopiero fun. O Piotrku słyszałem już jak decydowałem się na pierwsze kroki w aviacji. Mój wyjazd do Benton kilka lat temu okazał się powtórzeniem jego decyzji. Takich ludzi powinno być więcej jak on. Jest wiecznie zajarany i uśmiechnięty kiedy siedzi w samolocie. To tak jakby Keith Richards był na wysięgnięcie ręki młodego nieopierzonego zajarańca gry na gitarze. Tak więc na dniach zrobimy sobie BFR czyli Biannual Flight Review, czyli pierwszy krok praktyczny ku nostryfikacji licencji amerykańskich na JAA :)

fly your dream!!!

czwartek, 6 września 2012

Powrót!


Po bardzo długiej przerwie wracam do świata awiacji. Mój brak aktywności wiązał się z różnymi prywatnymi sprawami. Teraz rozumiem, jak mówi się, że do licencji dochodzi się przez kilka lat. Jest to tak bardzo angażujący czas, że nie może być w tym momencie nic innego „na głowie”, aby myśleć o szybkim sukcesie i zdanych examinach.
Po zakończonym treningu instruktorskim w USA, wziąłem się za naukę ATPLa dopiero 2 miesiące temu. Przyznaje szczerze, że jest to ciężki czas. Nie ma na nic czasu, wszystko jest podporządkowane nauce. Nawet pracę sobie znalazłem taką, aby móc się uczyć (pracuję może 10% czasu pracy, resztę spędzam przed aviationexam.com). W momentach, gdy brakuje mi motywacji, czytam bloga Allovera, oglądam filmy z lotów, słucham ATC i wszystko co tylko mi się kojarzy z przyjemnym i porównywalnym do narkotyku lataniem. Ostatnio wraz ze znajomą zastanawiamy się jak bardzo takie odizolowanie od życia społecznego sprawi, że będziemy niczym Tarzan w mieście. Ja już kilka tygodni temu miałem problem z nawiązaniem normalnej rozmowy z ludźmi z którymi miałem iść na imprezę, bo w głowie miałem tylko takie słowa jak: „sinus trzystopniowej ścieżki schodzenia …” „track guidance ILS jest przechwytywany na wysokości….” W myślach nawet nie miałem estetycznego problemu z używaniem Ponglish. Gorzej było jak musiałem zamienić kilka zdań z ludźmi…Dobrze się złożyło, że sami nawiązali do lotnictwa bo ułatwiło nam to zapoznanie się :P
Ciekaw jestem czy każdy kto choć raz latał i zaraził się awiacją, patrzy w niebo za każdym razem jak słyszy dźwięk silnika samolotu? Właśnie za oknem przelatuje helikopter…wyobraźcie sobie jak wyglądam kiedy w cichym biurze, zrywam się z fotela aby spojrzeć na przelatującą maszynę…freak! A mi to pasuje J
Wracam do nauki 



Praca biurowa

Nigdy w życiu nie pracowałem w biurze. Kojarzy mi się taka praca z nudą, gorącem bijącym z peerelowskich grzejników albo zapoconymi ludźmi z którymi się współpracuje. Trafiłem ostatnio do firmy, której nazwy dla własnego i Waszego bezpieczeństwa wymieniać nie będę. Przyznaję szczerze, że jest to dla mnie hard-kore (tak, tak, przez K, bo inaczej tego się nie da wyrazić).

Przychodzę codziennie do pracy ( już od 3 dni), gdzie moim jedynym zajęciem jest przepisanie bazgrołów szefa do kompa, aby wysłać maila. Poza tym nic zupełnie nie robię. NIC!!! tak więc, w takich przypadkach zaczynam się uczyć. NIe rozumiem jak ludzie mogą siedzieć non stop na głupim kwejku, cracked, widelcu czy innym badziewiu.


środa, 14 września 2011

Autostopem przez galaktykę! :D








Dzisiaj postanowiłem zrobić sobie odpoczynek od wszystkich i wszystkiego a przede wszystkim od małego zaplutego miasteczka Sant Antoni de Portmany. Postanowiłem wybrać się na małego tripa do Eivissa. Nie wiedziałem po co, jak i dlaczego tam jadę, ale po prostu poczułem, ze mam ochotę tam pojechać. Dzielnie stanąłem na wyjazdówce z miasta aby złapać jakiegoś stopa, bo przecież możliwość zaoszczędzenia 1.95e oraz przygoda w spotakniu nowego człowieka jest najlepsza. Moje rozważania o złapaniu stopa dość szybko zostały rozwiane. Po raz kolejny doświadczyłem prostactwa i nizin społecznych Brytoli. W pierwszych 10 minutach ujrzałem dwa razy międzynarodowy gest pojednawczy, czyli proste „FUCK YOU”, a w następnych kilkunasty minutach jakbym dobrze łapał to może udałoby mi się zjeść rzuconego we mnie chipsa czy nachosa...sam nie wiem, oceńcie sami :p naprawdę nabieram coraz większej pogardy dla tego narodu pracując tutaj na wyspach. Dla mnie to są świnie, prostaki z większą ilością kasy niż przeciętny Polak, z mózgiem i zachowaniem porównywalnym do rozpaćkanego gówna na ulicy.

No nic, ruszyłem na Busa, skorzystałem na tym, bo rozkminiłem kilka rzeczy w swoim życiu i pospałem sobie z 15 minut, to jest zawsze komfort płacenia za podróż...można robić co się chce.

W mieście szedłem sobie zupełnie na przysłowiową pałę. Widziałem jak wielka Balearia (prom) cumuje do portu...No powiem, że nie spodziewałem się, że widok wielu ton stali odnosi takie wrażenie jak płynie na ciebie i zatrzymuje się dosłownie metr od Ciebie wielka ściana żelastwa!! Potęga!! Później dotarłem pod kafejkę w której spędziłem z Danielem i Pawłem pierwsze dni szukając mieszkania (BIstro Ibiza). Pomyśleć, że było to ponad 4 miesiące temu,.. to jest dopiero fascynujące jak stąpa się ścieżkami którymi wcześniej się chodziło, tyle tylko że teraz z zupełnie inną świadomością.

Później odkryłem wiele ładnych kawiarenek i przejść między ściśniętymi budynkami. Niesamowicie wygląda taka zabudowa, z oknami i drzwiami pootwieranymi jakby zapraszały do środka, ale jakoś czuje się, że kilka frędzli wiszących w drzwiach stanowi barierę, której nie powinno się przekraczać nieproszonym.

Gdy już plecak zaczął zbytnio ciążyć, postanowiłem użyć jego zawartość :) wszedłem do najbliższej kawiarenki i otworzyłem tego laptopa. Popsuł mi się jakiś czas temu czytnik książek i muszę taszczyć lapka ze sobą jak chcę poczytać jakś książkę, a na moje nieszczęście, teraz dorwałem tak ciekawą książke, że umieram czytając ją. Właśnie w tej kawiarence przy kanapce ze świeżym pomidorem, sałatą, serem i wędliną dokończyłem pozostałe elektroniczne strony...Polecam cykl Malowany Człowiek...Bardzo dobra książka.

Już od jakiegoś czasu czuję home sickness i nawet taka plaża nie jest wstanie zrekompensować strasznej ochotę wrócić do Polski, do Wawki. Męczy mnie też małe miasteczko jakim jest San An. Nie lubię takich maleństw. Przeszkadzają mi bo nie ma tam zazwyczaj co robić. Ok muszę przyznać, że akurat to miasto jest o tyle dobre, bo jest plaża, ale i tak powiem szczerze, że wolę duże miasta, może właśnie dlatego wybrałem się do Eivissa Town. Ja już odliczam dni do momentu opuszczenia tej wyspy. Zarobie wystarczająco aby opłacić mieszkanie na kilka miesięcy oraz studia, to mi wystarczy. Za jedzenie płacić prawie nie będę musiał....Oby tylko wrócić na uczelnię i mieć gdzie mieszkać :)

A no i kilka dni temu odwiedziłem z Danielem Mary Hę! Muszę przyznać, że to fajna opcja spotkać się tak na godzinkę. Wpadasz, wymieniasz poglądy, nowinki i zawijasz się. Dzięki temu nie trzeba specjalnie się umawiać na długie spotkania które pochłaniają wiele godzin i można spotkać się w każdej chwili z każdym :) Podoba mi się taka wersja :)


A wczoraj to dopiero była Biba w pracy :) zero ludzi ale za to uwolniliśmy z Danielem nasze Hipisowskie wnętrza. Każdy z nas stanął na DJce i pocisnął tłum. Tiesto to cienias przy tym co wyczynialiśmy z ludzkimi głowami. :D :D :D 

  

Angole i Skutasy

Chciałem ostatnio opowiedzieć jak pracuje się z Angolami. To jest dość nietypowe społeczeństwo. Teraz dopiero ich bardziej poznałem, Ich tok rozumowania i zachowania. Jest to niby społeczeństwo wysoko rozwinięte. Mają dość pokaźną historię i tak dalej. Jednak gdy obcuje się z nimi na co dzień to jest dość dziwnie. Przykładowy Angol na Ibizie to prostak i wieprz jakich mało. Wciąż trzymają ręce w gaciach i wciąż drą japy. Przyszło mi obsługiwać wielu baranów, ale powiem, że takich jest mało.
Wyobraźcie sobie, że wystarczy, że taki człowiek z tej wyspy mieszka 150 km dalej niż inny i już akcent jest tak inny, że nie da się go zrozumieć. Mam problemy kiedy pytają mnie o podstawowe rzeczy, czyli ile kosztuje wódka z colą....a pytanie to słyszałem miliony razy, więc powinienem już jak automat rozpoznawać słowa. Jednak durny Szkot czy Irol nie pomyśli sobie, że ich akcentu to już za chuja nie da się zrozumieć. To taki imbecyl nie powie tego normalnie starając się dobrze to wymawiać, tylko ciśnie po swojemu i frustruje wszystkich dookoła. Są strasznymi ignorantami. Nie zastanawiają się nad niczym. Po prostu robią, co mnie bardzo denerwuje. Jest chyba tak, że uważają się za jakąś potęgę światową, a jak przychodzi co do czego to okazuje się, że prostym debilem jest co poniektóry.
Mieszkam na Ibizie już ponad 4 miesiące i nie mam żadnych znajomych brytoli. Oni jak to powiedział Trysiek (z USA) trzymają się tak mocno w swoim kręgu, że niemożliwym jest dotrzeć do nich i bawić się razem z nimi albo chociaż spędzać razem czas. W pracy w Kanya miałem chyba jednego ziomka który tak w sumie był trochę bardziej gadatliwy, ale nie wiem czy nie miał ADHD i po prostu musiał i chciał gadać ze wszystkimi dookoła :p. No ale niezależnie co miał, był spoko (pozdro dla Arona, który pewnie nigdy tego nie przeczyta, ale ważne że poszło w „eter”)

Dobra teraz kilka słów o Patryku........Gość jest wyjebany jak bombka :p Nie wiem dlaczego ale normalnie coś takiego wkurwiałoby mnie niemiłosiernie (zero ogarnięcia tego co się wkoło niego dzieje-DOSŁOWNIE) ale jakoś robi to tak nietoksycznie, że mi to nie przeszkadzało wcale. Śmieszny jegomość po prostu. Wciąż się drapie po czuprynie i patrzy gdzieś w świat myśląc nad swoim nadchodzącym życiem i problemami. Może rozumiem go bo ja tez miałem i mam takie przemyślenia które sprawiają, że mi się nie chce mówić i myśleć o niczym innym poza tym co mam w głowie. Na pewno zawitam do Torunia po powrocie do PL. To jest właśnie fajne w poznawaniu ludzi na wyjazdach. Poznajesz ich z całej Polski i później można się odwiedzać i spędzać czas nie w tym samym mieście non stop :)


No i ostatnia rzecz, czyli wycieczunia skutasem!! No powiem Wam wszystkim, że jednoślady to jest najpiękniejsza opcja do podróżowania. Wynajęlismy z Danielem skuter strzałę, rakietę. 125 cc oraz spora kanapa. Pojechaliśmy sobie na Targ hipisowski do es Canar koło Santa Eularia. Niestety targ jest mocno przereklamowany. Jest trochę rzeczy, ale to takie typowe turystyczne śmieci. Znalazłem jedne spodnie warte uwagi, ale kosztowały skubane 20e, więc mogę spokojnie takie znaleźć w PL za mniejszą cenę. Później cisnęliśmy na pałę po całej wyspie :D to było to jak wiatr owiewał za duży kask, jak wysychało się na skuterze po kąpieli w turkusowej plaży tak małej że może pomieścić się może ze 40 osób. No i niesamowitą opcja jest pomarańczarnia do której zawitaliśmy już 2 raz. Za 1euro można kupić kilogram pomarańczy zerwanych świeżo z drzewa, a do tego można sobie zrobić z nich sok, który jest wyciskany na oczach śliniącego się przyjezdnego. To muszę przyznać był najlepszy sok jaki piłem w życiu. Nic już nie będzie takie same po tym jak wypiłem ten sok :)

Dlatego też wiem, że jak wrócę to prawko motocyklowe będzie robione, a jak nie prawko to chociąż skutasa sobie kupię jakiejś pierwszej klasy, bo naprawdę to jest zajebista sprawa. Poruszać się skuterem to jest jedna z lepszych opcji. Szkoda tylko, że skuter w Polsce jest jak każdy jednoślad mało praktyczny, bo pogoda jest dość kiepska. Nie to co w Hiszpanii gdzie deszcz raczej nie pada częściej niż 5 razy w ciągu miesięcy letnich....

niedziela, 4 września 2011

Ibiza Rocks

Od kilku dni pracuję w Ibiza Rocks a rzutem na taśmę udało mi się też wciągnąć tam Daniela. Miejsce jest niesamowite, bo działa jak Polskie bary. To są drobiazgi ale sprawiają, że człowiekowi chce się tam pracować. Po pierwsze ze wszystkimi się fajnie pracuje, zazwyczaj są to ludzie w moim wieku, każdy się uśmiecha, a nie jak w Kanya, gdzie nikt nigdy się nie uśmiechał. Tipy są wypłacane codziennie, pensja wypłacana jest co tydzień. Jest dzień wolny raz w tygodniu, pracuje się mniej więcej po 7-9 godzin. Wczoraj jak szedłem do pracy to się cieszyłem po raz pierwszy od jakiegoś czasu. Za każdym razem jak dostawaliśmy z Danielem pracę to jedyna motywacja to była kasa i w jednym ze śmietników to, że razem pracujemy. A tutaj nie dość, że razem to jeszcze miejsce zajebiste, muza zajebista, robi się cocktaile a nie tylko „wóda z Kolo” klienci są fajni, w połowie naćpani więc śmiesznie się z nimi gada i na nich patrzy.

Wczoraj np. jakieś dziewczyny koniecznie chciały napisać na moim przedramieniu, że mnie kochają (śmieszne, że dzisiaj już pewnie nie pamiętają gdzie były poprzedniej nocy). Nie wspomnieć ile kasy zarobiłem za każde zdjęcie które robi się ze mną :) No mi się podoba, jeszcze raz to powtórzę.


W mój dzień wolny postanowiliśmy się wybrać do Privilage na SuperMartxe. Taka impreza show. Gdzie dzieje się istny cyrk. Wybraliśmy sie tam z Mary Ha i Patrykiem, kupiliśmy sobie dwie butle whisky i mocno zakropieni pojechaliśmy. Wejście za darmo, bo wpisany został kiedyś tam Patryk na listę i miał możliwość wprowadzić 4 osoby. Dotarliśmy tam przed 1 w nocy. O 3 w nocy wracałem z Patrykiem i jakimiś szwajcarami taksówką, bo lista była wirtualna i nikt nikogo nie wpisywał!!! No więc się wziąłem i wkurwiłem. Bo zmarnowałem kasę na alkohol, zmarnowałem kasę na taxę, czas gdy stałem pod wejściem i czekałem aż Mary Ha może urobi ochroniarzy...masakra.


Następny dzień był jakąś masakrą. Niby miałem kacucha, ale nie był taki zniewalający...do 1 w nocy w pracy....Później dał o sobie znać bardziej niż się spodziewałem. No męczyłem się jak nigdy :) Ale to jest właśnie niesamowite. Wystarczy jeden dzień być takim zjebańcem aby docenić czym jest następny dzień po wyspaniu się :) zdrowym śniadanku i dobrym dniu :) Dzisiaj będzie full energy :)

Aha i jakaś dziewczyna wczoraj zaproponowała mi sex :) no nic. Tak jak w każdej z takich sytuacji powtórzę: "zapewne po 2 godzinach nie pamiętała gdzie była, taki skutek dragów :) "

Teraz na plażunię opalać się bo za tydzień ma już być tylko i wyłącznie deszcz :/ :)))))) ale fajnie, w końcu deszcz i może długie spodnie założe od 3 miesięcy w dzień :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Ibiza: praca po raz kolejny wyznacznikiem tego co piszę...

Czym ta wyspa jest dla mnie? Jest niesamowitym czasem. Pracuję tutaj, bawię się, poznaje nowe osoby, zaciskają się więzi z nimi. Jednocześnie coraz bardziej robię wgląd w siebie i zastanawiam się nad swoim życiem.

Przedwczoraj opuściła nas Ula, poleciała do PL na miesiąc aby później polecieć do Grenady na praktyki. Fajna z Ciebie osoba Świeżyzna! Trzeba Ci to przyznać. Dobrze mi się z Tobą przebywało. Właśnie dla takich znajomości jak z Ulą, Danielem, Popkiem i rzutem na taśmę Zebrą chce się żyć. To są właśnie jednostki które sprawiają, że miło się wstaje i miło się nawet na kacu spędza czas. Kiedyś miałem takich bliskich i to jest najwspanialsze uczucie kiedy wiesz, że nawet najgorszy stan kaca jest przyjemny bo zdycha się razem. Każdy chyba potrzebuje kogoś takiego. Ja tego tutaj doświadczyłem. Zastanawiam się właśnie jak to będzie w przyszłości. Miałem kilka takich sytuacji gdzie znajomość była taka wielka i wspaniała, a dwa miesiące sprawiły, że zupełnie się rozpadła. Miejsce w którym znajomość się toczyła sprawiało, że zupełnie inaczej się ją postrzegało i inaczej doświadczało. To właśnie może być jeden z powodów dla których nie koniecznie to musi przetrwać. Zastanawiam się nad tym, bo nie chciałbym stracić takiej znajomości...

Praca? No jest! Jest nudna poza momentami kiedy nie jest nudna. Niestety praca codziennie po 9-10 godzin nie należy do najfajniejszych ale za to dinero wpadnie i nie będzie problemu później z opłaceniem sobie mieszkania albo szkoły. Spotkałem wczoraj dziewczynę która chce się dostać do nas do pracy. Jest Niemką i mam poczucie, że jest mi bliższa kulturowo niż Hiszpanie. Razem zastanawialiśmy się dlaczego oni tak eksploatują pracowników. Dlaczego każą pracować codziennie po tyle godzin skoro można by zatrudnić jedną osobę dodatkowo aby była w okienko dnia wolnego osoby której akurat nie ma. Wszyscy byliby zadowoleni bo więcej miejsc pracy by się zrobiło, pracownicy byliby zadowoleni i klient też, bo nie obcuje z wiecznie zmęczonym/niezadowolonym pracownikiem. Wiele rzeczy tutaj jest na opak.

Wczoraj Pepe (szef) podczas zapierdolu podchodzi do mnie i pokazuje mi brudną szklankę którą zdjął z półki i pyta się dlaczego ona jest brudna. Więc ja już na lekkim wkurwie wzruszyłem ramionami sygnalizując, że nie wiem. Więc jak zaczął mnie się bardziej dopytywać i oskarżać, że nie myje ich to się wziąłem i wkurwiłem normalnie. Powiedziałem mu aby zmienił najpierw gównianą zmywarkę która nie zmywa i że jak jest zapieprz to nie będę patrzył na każdą szklankę która wkładam do zmywarki czy się domyje. Grunt że gość takiego syfu nigdy ode mnie nie dostaje, po prostu odkładam ją na bok i gitara. Tak więc reasumując szef to pała która nie ma pojęcia o tym jak się pracuje w dużym ruchu i co jest ważne a co nie. Przecież nie będę pucował szkła ściereczką jak przy barze stoi 20 klientów a ja jestem sam za barem. ! No bo się wkurzyłem normalnie :)

Hahaha. Znów zwolnili mnie z pracy :p Co za debile!!! Powiedzieli mi, że to wynika z tego, że nie ma ludzi i jest mały ruch, ale ja doskonale wiem, że im nie podpasowałem. Ja po prostu nie znosiłem tego kiedy musiałem robić coś jak nic nie było do roboty... Kiedy już bar jest posprzątany dwa razy to po kiego chuja mam latać ze szmatą i czyścić albo udawać, że coś czyszczę. Dlatego właśnie często widzieli mnie z komórką, bo nic nie było do roboty. Kiedy był zapierdol to ja zapierdalałem. Ja po prostu potrzebuję dużego pobudzenia w pracy aby być zadowolonym, więc jeśli jest na pół gwizdka to się nudzę i nie czerpię przyjemości z pracy. Może właśnie dlatego lotnictwo mnie tak pociąga, bo wymaga ciągłego skupienia, nie ma momentu gdzie (nie na autopilocie) nie trzeba pracować głową, a nawet na AP trzeba zajmować się wieloma rzeczami. Nie znoszę kiedy się nic nie robi i wychodzi ze mnie wtedy frustracja. Dlatego właśnie w pracy często byłem mało uśmiechnięty, bo chuj się robiło. Tak to jest na całej Ibizie. Z zasady tutaj się nic nie robi. Hiszpanie to jebane lenie (oczywiście znajdzie się wyjątek). Nie wymagają od siebie a wymagają od innych. Ile to razy widziałem jak jebany manager dawał sobie jakieś luzy a mi zabraniał wielu rzeczy które w danym momencie sam robił. Zdaję sobie sprawę, że „co wolno wojewodzie to nie wolno Tobie – smrodzie” ale jednocześnie choć odrobinę samokrytyki albo braku hipokryzji. Bardzo mnie męczyły kolejne dni w tej pracy. Dlatego z jednej strony czuję smród przy gaciach, że nie pójdę na studia ale z drugiej strony wiem, że pracy jest tak dużo, że szok w trampkach, więc nie ma problemu. Zarobiłem tam całkiem sporo bo jakieś 1600e więc gitara.

W końcu złapię jeden dzień wolnego. Naprawdę czekałem na niego już jakiś czas. :) Pracowałem prawie miesiąc bez przerwy. Człowiekowi się odechciewa żyć wtedy. Nie rozumiem polityki HR na Ibizie. Po co robić tak, że męczysz pracownika non stop przez kilka miesięcy albo nawet przez jeden miesiąc? Przecież mogliby spokojnie zatrudnić kogoś jeszcze i wtedy każdy miałby dzień wolny tak strasznie potrzebny do tego aby zregenerować siły witalne. Nie rozumiem tego, jak pracując codziennie po 9-10 godzin nie można mieć przerwy, nie rozumiem jak nie mając przerwy i pracując tak długo nie można sobie nawet przycupnąć na jebanej lodówce....Jak tak można? Przecież to zostawia z człowieka ścierkę a nie pracownika....Nie rozumiem tego!!! Ibiza jest fajna pod względem doświadczenia i niektórych ludzi, ale przyznaję, że to co się dzieje na rynku pracy to masakra. Pracodawcy tutaj są w większości kutasami i mają w dupie pracownika. Nie traktują pracownika z szacunkiem, bo wiedzą że i tak za miesiąc go nie będzie a za rok będzie inny, a jak mu się podobało to jak było z takim traktowaniem, to dobrze bo mają wyszkoloną małpę do pracy na następny rok, która się nie będzie stawiała....taki mam ogląd tego jak wygląda praca w Hiszpanii a dokładniej na Ibizie. Muszę zapytać się Julki jak to jest z pracą w Madrycie.


Na szczęście teraz jest tak dużo pracy, że nie muszę się martwić. Wszyscy dookoła mówią mi, że pracy jest tak dużo, że szok. Dlatego dzisiaj zrobię sobie dzień wolnego, zrobię swoją Cvkę zarówno barmańsko-kelnerską jak i lotniczą i wyślę Adamowi :) to będzie dopiero akcja jak dostanę pracę od razu jako pilot :) To o co najbardziej się bałem w tej sytuacji to to, że licencja będzie największym problemem, a ponoć nie jest :)))))) No więc gitara. Teraz skupię się na tym. Pójdę do Daniela do roboty, posiedzę tam cały dzień i wszystko napiszę i zrobię. Będę miał dostęp do świata zewnętrznego poprzez net i wszystko w końcu napiszę :)