Tak, dzisiaj zacznę pisać dokładnie jak wygląda nostryfikacja licencji, które zdobyłem w USA.
Na początku tej drogi może wydawać się to bardzo skomplikowane. Teraz, gdy już wszystko wiem, też wydaje się to być skomplikowanym. Tytułem wstępu (w sumie to nie za bardzo wiem dlaczego się tak pisze) chciałbym powiedzieć o teorii całego procesu.
Posiadając licencje CPL IR ME, należy w Polszy naszej kochanej (jeśli chcemy robić to w PL) najpierw stoczyć batelię z teoretyczną częścią potwora. Jest to w sumie taki trochę mały, kulkowaty, włochaty stwór który jest nawet przyjemny, bo wykłady są ciekawe, wiedza sama w sobie, gdy się jej słucha, tez jest ciekawa. Oczywiście słuchanie i notowanie to jedno a zdawanie egzaminów to drugie. Należy w PL pokryć całą wiedzę licencji zdobytych w innym kraju. Czyli CPL IR. z tego co wiem, to nie ma examów do Muliti. Szczerze mówiąc, to nawet za bardzo się tym nie interesowałem, bo cały materiał mieści się w teorii do ATPL(A).
Po kursie albo najlepiej w trakcie, należy ryć oporowo. Wryć do głowy wszystko co potrzebne do zdania examinu. Pójść, zdać i cieszyć się, że można od tej pory znowu pić i bawić się samolocikami :)
Ja miałem dość specyficzną sytuację i dlatego opiszę ją tutaj dla potomnych :) Examin ATPL ma pewne obostrzenia. Należy w 4 sittings (chyba posiedzenia) zaliczyć dany przedmiot. Można podejść do 6 sesji max, trzeba mieć 75% wynik oraz nie można przekroczyć 18 miesięcy od pierwszej sesji. Dość proste. Mi się jednak zdarzyło, że podszedłem do jednej sesji w której nie zaliczyłem jednego przedmiotu jednym procentem i wyleciałem na dłuuuugo z Polski. Skutek? Przekroczenie limitu 18 miesięcy. No i tutaj zaczyna się wolna amerykanka w której jesli nie pomyślisz to zapłacisz.
Dowiedziałem się, że jeśli mam niezaliczoną sesję muszę się przeszkolic czy raczej doszkolić z zakresu... no właśnie, tutaj przepisy nie mówią dokładnie z czego. Pani w ULC powiedziała najpierw, że ze wszystkiego. Po mojej ostrej reakcji kolega powiedział Pani przez telefon, że tylko z tego co nie zaliczyłem. GoldWings chciało zerżnąć ze mnie kasę i policzyli mi jakąś horendalną sumę 150zł za godzinę doszkolenia, no ale oczywiście wg. nich musiałem doszkolić się ze wszystkiego. Ventum Air podszedł do tematu trochę łagodniej, ale też chcieli naładować sobie na mnie kasę i po wizycie dowiedziałem się, że najpierw muszę zdać wew. egzamin, wszystko co zalicze poniżej 75% muszę powtórzyć/doszkolić się...4 godziny ground schoola kosztują 500zł, wniosek do ULC, o indywidualnym trybie nauczania 700zł!!! (to juz jest naciąganie na maxa). Wszędzie można powiedzieć, że chcieli sobie na mnie nabić kieszeń.!
Postanowiłem, że w końcu przestanę słuchać wszystkich dookoła i przeczytam JARy sam. Okazało się, że przepisy nie mówią nic o tym jak ma wyglądać doszkolenie i z jakiego ma to być zakresu. NIC nie ma napisane o egzaminach wewnętrznych, o tym, że np doszkolenie jest regulowane przez szkołę. Zwyczajnie nic. Może oczywiście istnieje inny przepis, który mówi inaczej, ale oparłem się o źródło dzięki podpowiedzi dobrego człowieka Łukasza D.
Z taką informacją zadzwoniłem do osrodka w którym robiłem swoje szkolenie ATPL(A) i przeszkoliłem się w ciągu 10 dni, za 250zł. Wszystko pięknie, zgodne z przepisami, bez chęci nabijania w butelkę.
Pytanie zasadnicze: gdzie pójdzie klient, który chce wydać 15 tyś złotych na nostryfikacje? Tam, gdzie nie chcieli mnie oszukać....
Tym samym zapisałem się na sesję egzaminacyjną w ULC :)
Później napiszę o wznawianiu się i licencji :)